W dzisiejszych czasach i przy obecnym poziomie naszej
piłkarskiej reprezentacji nie trzeba wiele, żeby znaleźć się w orbicie
zainteresowań selekcjonera. Kryteria są bardzo jasne: jeśli jesteś względnie
młody, a dodatkowo zagrałeś kilka niezłych spotkań w polskiej, bardzo
przeciętnej, ekstraklasie, to lada dzień możesz się spodziewać powołania. W
niedalekiej przeszłości media „wpychały” w ten sposób do kadry m.in. Macieja
Jankowskiego z Ruchu Chorzów, Mateusza Machaja z Lechii Gdańsk, czy też
zawodnika Pogoni – Przemysława Pietruszkę. W końcu doszło do tego, że debiut z
orzełkiem na piersi zaliczył nawet Bartosz Rymaniak, który sporadycznie podnosi
się z ławki lubińskiego Zagłębia. Naturalnie, zdecydowana większość z tych
zawodników udowadniała potem, że kilka dobrych meczów w ekstraklasie było
głównie dziełem przypadku, a nie wysokich umiejętności. Zaliczali powolne
„zjazdy”, wtapiając się coraz bardziej w ligową szarzyznę, stając się tym samym
„zmarnowanymi talentami”.
W
ostatnich tygodniach kolejną „ofiarą” mediów stał się zawodnik warszawskiej
Legii – Bartosz Bereszyński. Zawodnik, który przeniósł się do klubu ze stolicy
z Lecha Poznań, przechodził do drużyny „Wojskowych” jako wysunięty napastnik
lub, ewentualnie, boczny pomocnik. Trener Jan Urban przekwalifikował go jednak
na bocznego obrońcę, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Młody zawodnik
zadebiutował na nowej dla siebie pozycji w spotkaniu z Podbeskidziem
Bielsko-Biała i spisał się bardzo przyzwoicie. W kolejnych meczach: z Polonią,
Górnikiem oraz Zagłębiem prezentował się jeszcze lepiej, w każdym z nich będąc
jednym z najlepszych zawodników na boisku. Pytanie, czy kilka meczów z
przeciętnymi zespołami polskiej ekstraklasy wystarczy, by otrzymać powołanie do
reprezentacji narodowej? Moim zdaniem nie.
Z
faktami się nie dyskutuje, więc nie mam zamiaru pisać, iż Bereszyński jest
słabym piłkarzem, a jego ostatnie występy były co najwyżej przeciętne. Nie,
Bartek to bardzo obiecujący, młody zawodnik, który jednak dopiero wchodzi do
dorosłej piłki. Spróbujmy jednak rozłożyć na czynniki pierwsze jego piłkarskie
umiejętności. Weźmy pod uwagę typowe cechy, którymi powinien charakteryzować
się klasowy, boczny obrońca: szybkość, dynamika, wydolność, waleczność, odbiór
piłki, a także jakość dośrodkowań. „Bereś” posiada wszystkie wymienione przeze
mnie cechy, co sprawia, że z pewnością można go uznać za materiał na gracza
dużego formatu. Jeśli jednak spojrzymy na sprawę pod trochę innym kątem to
zauważymy, że tak naprawdę nad każdym z tych elementów musi jeszcze bardzo dużo
pracować. Zmierzam do tego, iż umiejętności, które pozwalają mu radzić sobie z
zespołami pokroju Podbeskidzia czy GKSu Bełchatów zapewne nie wystarczą, gdy
przyjdzie rywalizować na poziomie reprezentacyjnym, często podczas gry
przeciwko wielkim gwiazdom światowego formatu.
Kolejnym
aspektem jest konkurencja, którą Bereszyński musi pokonać, żeby znaleźć się w
kadrze. Moim zdaniem w reprezentacji narodowej nie ma wiele miejsca na
eksperymenty i powinni w niej grać zawodnicy aktualnie najlepsi, a nie tacy,
którzy o jej sile stanowić mogą dopiero za kilka lat. Wychodzę z założenia, że
szkoleniem piłkarzy powinny zajmować się kluby, a do kadry trafiać mają
zawodnicy w pełni ukształtowani, których jedynym zadaniem powinno być
„wchłanianie” taktycznych koncepcji selekcjonera, a nie praca nad techniką, czy
też dośrodkowaniami. Krótko mówiąc, reprezentacja Polski to miejsce dla ludzi,
którzy spośród blisko czterdziestu milionów Polaków znajdują się pośród
dwudziestu najlepiej kopiących piłkę. Dla „Beresia” oznaczałoby to ni mniej, ni
więcej, że aby zagrać w kadrze, powinien być jednym z dwóch najlepszych prawych
obrońców, którzy posiadają polski paszport. Numerem jeden na tej pozycji jest z
pewnością Łukasz Piszczek, co nie powinno budzić żadnych wątpliwości. Natomiast
jeśli chodzi o jego dublera to przyznam, iż miałem w tej kwestii duży zgryz. Na
pewno mocnym kandydatem na to miejsce jest zawodnik warszawskiej Legii – Artur
Jędrzejczyk, który od bardzo dawna prezentuje wysoką, równą formę, choć
ostatnio, właśnie za sprawą Bereszyńskiego, grywa częściej na pozycji stopera.
Silną pozycję w kadrze ma również Marcin Wasilewski, którego nominalną pozycją
przez lata była przecież prawa strona obrony. „Wasyl” może nie imponuje już świetną
dynamiką oraz wydolnością, ale dzięki swojemu doświadczeniu wie doskonale, jak
ustawiać się w defensywie i kiedy, w odpowiednim momencie, podłączyć się do
ataku. Kolejnym chętnym do zastąpienia Piszczka jest Grzegorz Wojtkowiak.
Zawodnik może nieco zapomniany, ale w miarę regularnie pojawiający się w
składzie drugoligowej niemieckiej drużyny, TSV 1860 Monachium. Jest to piłkarz,
który nie oferuje niesamowitych rajdów w ofensywie, za to w defensywie jest
naprawdę trudny do przejścia, co przy grze przeciwko najlepszym reprezentacjom
w Europie może okazać się kluczowe. Na koniec pozostał jeszcze Piotr Celeban.
Zawodnik, który od jakiegoś czasu gra głównie na pozycji stopera, ale
rywalizacja na boku obrony z pewnością nie jest mu obca. Wielką zaletą
wychowanka Pogoni Szczecin jest też skuteczność pod bramką rywali, gdyż gracz
rumuńskiego Vaslui w każdym sezonie przynajmniej 4-5 razy trafia do siatek
rywali, co jak na obrońcę jest znakomitym wynikiem. Moim zdaniem do walki o
miano „dublera” Łukasza Piszczka aspirują właśnie ci czterej zawodnicy, choć
największe szanse dałbym Jędrzejczykowi oraz Wasilewskiemu. A sam fakt, że nie
ma pośród nich Bereszyńskiego świadczy, iż nie jest on jeszcze na tyle dobrym
zawodnikiem, by choćby aspirować do gry w kadrze.
Podsumowując,
Bartosz Bereszyński to z pewnością gracz z zadatkami na zawodnika dużego
formatu, nie tylko w skali krajowej, ale nawet europejskiej. Niesamowita
wydolność, duże przyspieszenie, ogromnie serce do gry, waleczność, a także
przyzwoita technika i dobre dośrodkowanie sprawiają, że zapewne w niedalekiej przyszłości
trafi on do reprezentacji Polski. Na razie jest jednak za wcześnie, gdyż po
kilku dobrych meczach na ekstraklasowym poziomie nie można wyciągać aż tak
daleko idących wniosków. „Bereś” póki co prezentuje poziom solidnego, a przy
tym świetnie prosperującego, ligowca. Jest to jednak za mało, by z czystym
sumieniem wystawić go do gry przeciwko Rooney’owi, van Persiemu, czy Cristiano
Ronaldo i nie mieć przy tym obaw nie
tylko o to, czy starczy mu umiejętności, ale też o to, czy nie „spali się”
psychicznie. Ja, póki co, mam takie wątpliwości, dlatego też jestem
zdecydowanie przeciwny powoływaniu Bartka do kadry już teraz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz