wtorek, 23 kwietnia 2013

Bereszyński do kadry?


                W dzisiejszych czasach i przy obecnym poziomie naszej piłkarskiej reprezentacji nie trzeba wiele, żeby znaleźć się w orbicie zainteresowań selekcjonera. Kryteria są bardzo jasne: jeśli jesteś względnie młody, a dodatkowo zagrałeś kilka niezłych spotkań w polskiej, bardzo przeciętnej, ekstraklasie, to lada dzień możesz się spodziewać powołania. W niedalekiej przeszłości media „wpychały” w ten sposób do kadry m.in. Macieja Jankowskiego z Ruchu Chorzów, Mateusza Machaja z Lechii Gdańsk, czy też zawodnika Pogoni – Przemysława Pietruszkę. W końcu doszło do tego, że debiut z orzełkiem na piersi zaliczył nawet Bartosz Rymaniak, który sporadycznie podnosi się z ławki lubińskiego Zagłębia. Naturalnie, zdecydowana większość z tych zawodników udowadniała potem, że kilka dobrych meczów w ekstraklasie było głównie dziełem przypadku, a nie wysokich umiejętności. Zaliczali powolne „zjazdy”, wtapiając się coraz bardziej w ligową szarzyznę, stając się tym samym „zmarnowanymi talentami”.
                W ostatnich tygodniach kolejną „ofiarą” mediów stał się zawodnik warszawskiej Legii – Bartosz Bereszyński. Zawodnik, który przeniósł się do klubu ze stolicy z Lecha Poznań, przechodził do drużyny „Wojskowych” jako wysunięty napastnik lub, ewentualnie, boczny pomocnik. Trener Jan Urban przekwalifikował go jednak na bocznego obrońcę, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Młody zawodnik zadebiutował na nowej dla siebie pozycji w spotkaniu z Podbeskidziem Bielsko-Biała i spisał się bardzo przyzwoicie. W kolejnych meczach: z Polonią, Górnikiem oraz Zagłębiem prezentował się jeszcze lepiej, w każdym z nich będąc jednym z najlepszych zawodników na boisku. Pytanie, czy kilka meczów z przeciętnymi zespołami polskiej ekstraklasy wystarczy, by otrzymać powołanie do reprezentacji narodowej? Moim zdaniem nie.
                Z faktami się nie dyskutuje, więc nie mam zamiaru pisać, iż Bereszyński jest słabym piłkarzem, a jego ostatnie występy były co najwyżej przeciętne. Nie, Bartek to bardzo obiecujący, młody zawodnik, który jednak dopiero wchodzi do dorosłej piłki. Spróbujmy jednak rozłożyć na czynniki pierwsze jego piłkarskie umiejętności. Weźmy pod uwagę typowe cechy, którymi powinien charakteryzować się klasowy, boczny obrońca: szybkość, dynamika, wydolność, waleczność, odbiór piłki, a także jakość dośrodkowań. „Bereś” posiada wszystkie wymienione przeze mnie cechy, co sprawia, że z pewnością można go uznać za materiał na gracza dużego formatu. Jeśli jednak spojrzymy na sprawę pod trochę innym kątem to zauważymy, że tak naprawdę nad każdym z tych elementów musi jeszcze bardzo dużo pracować. Zmierzam do tego, iż umiejętności, które pozwalają mu radzić sobie z zespołami pokroju Podbeskidzia czy GKSu Bełchatów zapewne nie wystarczą, gdy przyjdzie rywalizować na poziomie reprezentacyjnym, często podczas gry przeciwko wielkim gwiazdom światowego formatu.
                Kolejnym aspektem jest konkurencja, którą Bereszyński musi pokonać, żeby znaleźć się w kadrze. Moim zdaniem w reprezentacji narodowej nie ma wiele miejsca na eksperymenty i powinni w niej grać zawodnicy aktualnie najlepsi, a nie tacy, którzy o jej sile stanowić mogą dopiero za kilka lat. Wychodzę z założenia, że szkoleniem piłkarzy powinny zajmować się kluby, a do kadry trafiać mają zawodnicy w pełni ukształtowani, których jedynym zadaniem powinno być „wchłanianie” taktycznych koncepcji selekcjonera, a nie praca nad techniką, czy też dośrodkowaniami. Krótko mówiąc, reprezentacja Polski to miejsce dla ludzi, którzy spośród blisko czterdziestu milionów Polaków znajdują się pośród dwudziestu najlepiej kopiących piłkę. Dla „Beresia” oznaczałoby to ni mniej, ni więcej, że aby zagrać w kadrze, powinien być jednym z dwóch najlepszych prawych obrońców, którzy posiadają polski paszport. Numerem jeden na tej pozycji jest z pewnością Łukasz Piszczek, co nie powinno budzić żadnych wątpliwości. Natomiast jeśli chodzi o jego dublera to przyznam, iż miałem w tej kwestii duży zgryz. Na pewno mocnym kandydatem na to miejsce jest zawodnik warszawskiej Legii – Artur Jędrzejczyk, który od bardzo dawna prezentuje wysoką, równą formę, choć ostatnio, właśnie za sprawą Bereszyńskiego, grywa częściej na pozycji stopera. Silną pozycję w kadrze ma również Marcin Wasilewski, którego nominalną pozycją przez lata była przecież prawa strona obrony. „Wasyl” może nie imponuje już świetną dynamiką oraz wydolnością, ale dzięki swojemu doświadczeniu wie doskonale, jak ustawiać się w defensywie i kiedy, w odpowiednim momencie, podłączyć się do ataku. Kolejnym chętnym do zastąpienia Piszczka jest Grzegorz Wojtkowiak. Zawodnik może nieco zapomniany, ale w miarę regularnie pojawiający się w składzie drugoligowej niemieckiej drużyny, TSV 1860 Monachium. Jest to piłkarz, który nie oferuje niesamowitych rajdów w ofensywie, za to w defensywie jest naprawdę trudny do przejścia, co przy grze przeciwko najlepszym reprezentacjom w Europie może okazać się kluczowe. Na koniec pozostał jeszcze Piotr Celeban. Zawodnik, który od jakiegoś czasu gra głównie na pozycji stopera, ale rywalizacja na boku obrony z pewnością nie jest mu obca. Wielką zaletą wychowanka Pogoni Szczecin jest też skuteczność pod bramką rywali, gdyż gracz rumuńskiego Vaslui w każdym sezonie przynajmniej 4-5 razy trafia do siatek rywali, co jak na obrońcę jest znakomitym wynikiem. Moim zdaniem do walki o miano „dublera” Łukasza Piszczka aspirują właśnie ci czterej zawodnicy, choć największe szanse dałbym Jędrzejczykowi oraz Wasilewskiemu. A sam fakt, że nie ma pośród nich Bereszyńskiego świadczy, iż nie jest on jeszcze na tyle dobrym zawodnikiem, by choćby aspirować do gry w kadrze.
                Podsumowując, Bartosz Bereszyński to z pewnością gracz z zadatkami na zawodnika dużego formatu, nie tylko w skali krajowej, ale nawet europejskiej. Niesamowita wydolność, duże przyspieszenie, ogromnie serce do gry, waleczność, a także przyzwoita technika i dobre dośrodkowanie sprawiają, że zapewne w niedalekiej przyszłości trafi on do reprezentacji Polski. Na razie jest jednak za wcześnie, gdyż po kilku dobrych meczach na ekstraklasowym poziomie nie można wyciągać aż tak daleko idących wniosków. „Bereś” póki co prezentuje poziom solidnego, a przy tym świetnie prosperującego, ligowca. Jest to jednak za mało, by z czystym sumieniem wystawić go do gry przeciwko Rooney’owi, van Persiemu, czy Cristiano Ronaldo  i nie mieć przy tym obaw nie tylko o to, czy starczy mu umiejętności, ale też o to, czy nie „spali się” psychicznie. Ja, póki co, mam takie wątpliwości, dlatego też jestem zdecydowanie przeciwny powoływaniu Bartka do kadry już teraz. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz