Polskie
drużyny poznały dziś komplet potencjalnych rywali w europucharach. Znamienne,
że zanim poważni piłkarze zakończą sezon 2019/2020, mistrz Polski może już być
poza kwalifikacjami do kolejnej edycji Ligi Mistrzów. Cóż, taki poziom
reprezentuje aktualnie nasz klubowy futbol… Aczkolwiek do takiej tragedii mimo
wszystko dojść nie powinno. Finał LM zaplanowany jest bowiem na 23. sierpnia.
Legia, przy całym szacunku do jej potencjalnych oponentów (o czym za chwilę),
powinna równiutko się po nich przejechać, a eliminacje Ligi Europy polskie
kluby rozpoczną dopiero 4 dni po finale Ligi Mistrzów. Czasoprzestrzeń nie
powinna być zatem zagięta. Ale do rzeczy…
Mistrz
Polski, Legia Warszawa, w pierwszej
rundzie kwalifikacyjnej Ligi Mistrzów zmierzy się ze zwycięzcą pary Linfield
FC (Irlandia Płn.) / Drita Gnjilane (Kosowo). W tym przypadku nie ma
się tak naprawdę co rozwodzić: jeśli Legia chce uchodzić za choć trochę poważną
drużynę, zwycięstwo (najlepiej wysokie) jest jej psim obowiązkiem. Mało
renomowani przeciwnicy, w dodatku atut własnego boiska… Nic, tylko wyjść i
pokazać swoją wyższość. Jeśli tak się stanie, podopieczni Aleksandara Vukovicia trafią na zwycięzcę pary Ararat-Armenia Erywań (Armenia) / Omonia Nikozja (Cypr) i tutaj
poprzeczka zawiśnie już nieco wyżej. Ale tylko nieco, wciąż bowiem zdecydowanym
faworytem tego starcia będą legioniści. Tym bardziej, iż dopisało im szczęście
i mecz ponownie zostanie rozegrany w Warszawie. Osobiście życzyłbym sobie, aby
mistrz Polski trafił na Cypryjczyków. Fajnie będzie ponownie ujrzeć przy
Łazienkowskiej Henninga Berga, który w
Warszawie pozostawił po sobie naprawdę mnóstwo fajnych wspomnień (oraz kilka mniej
fajnych). Dodatkowo, zważywszy na agresywny, czasem wręcz brutalny styl
prezentowany przez przedstawicieli futbolu rodem z Armenii, pojedynek z Omonią
wydaje się bardziej optymistycznym wariantem. Na kogo by jednak Legia nie
trafiła, awans – podobnie jak w 1. rundzie – jest obowiązkiem.
Lech Poznań w 1. rundzie
kwalifikacyjnej do Ligi Europy trafił na łotwskie Valmiera FC i tutaj awans
poznaniaków także wydaje się formalnością. Łotysze zajmują aktualnie trzecią
lokatę w rodzimych rozgrywkach, które – nie oszukujmy się – poziomem odstają
nawet od polskiej ekstraklasy (owszem, są w Europie kraje, w których ligowcy kopią piłkę jeszcze gorzej niż u
nas…). Jeśli więc Kolejorz utrzyma
formę z końcówki sezonu, możemy być świadkami prawdziwej golleady. Inna sprawa,
że klub z Poznania ma już dość bogate doświadczenie w europejskich
kompromitacjach z teoretycznie niżej notowanymi rywalami. Myślę jednak, że w
tym przypadku nic takiego nie będzie miało miejsca i podopieczni Dariusza Żurawia pewnie awansują do
kolejnej rundy.
Dochodzimy
zatem do Piasta Gliwice i w tym
przypadku tak optymistycznie na pewno już nie jest. Podopieczni Waldemara Fornalika trafili bowiem na
białoruskie Dinamo Mińsk. Klub
utytułowany, z bogatą historią, ale w tym sezonie radzący sobie bardzo
przeciętnie. Podopieczni Leonida Kuczuka
w 20 spotkaniach obecnych rozgrywek ugrali zaledwie 30 oczek i plasują się dopiero na 8. lokacie białoruskiej ekstraklasy.
I wydaje się, że to w niemocy rywala trzeba upatrywać głównej szansy gliwiczan
na awans do kolejnej rundy. Piast bowiem także w ostatnich miesiącach nie
zachwyca i ciężko przypuszczać, aby zmieniło się to podczas kilkutygodniowej
przerwy w rozgrywkach. Ale tak naprawdę żadne rozstrzygnięcie nie będzie w tej
parze zaskoczeniem, w praktyce wskazanie faworyta jest niezwykle trudne. Mimo
wszystko delikatnie wyżej oceniam szanse Dinama, Białorusini będą mieli bowiem
poważny atut w postaci własnego boiska.
Najlepsze,
naturalnie, pozostawiłem na koniec. Drużyna tysiąca
i jednej wrzutki, prowadzona przez znanego i nie do końca lubianego
sympatyka whisky. Michał Probierz i
jego Cracovia trafili najgorzej jak mogli – ich rywalem będzie szwedzkie Malmo FF. Tak naprawdę nie ma co się
tutaj dłużej rozwodzić, wystarczy przytoczyć kilka faktów z niedalekiej
przeszłości. Drużyna prowadzona przez doskonale znanego kibicom piłkarskim Jon Dahla Tomassona w sezonie 2019/2020
grała w 1/16 Ligi Europy, gdzie musiała uznać wyższość niemieckiego Wolfsburga. Rok wcześniej Szwedzi
doszli do tego samego etapu rozgrywek, ale wtedy zbyt silna okazała się Chelsea. Warto także zauważyć, że w
sezonach 14/15 oraz 15/16 Malmo grało w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Pucharowa
przygoda Cracovii zamyka się natomiast na obskoczeniu wpierdolu przeciwko Skhendiji Tetowo oraz DAC Dunajska Streda. Warto silić się na
jakiekolwiek argumenty przemawiające za Cracovią? Nawet jeśli, ja takowych po
prostu nie widzę. Względny spacerek i
pewny awans Szwedów do następnej rundy.
Oj,
piękne piłkarskie lato szykują nam polskie drużyny w tym roku… Cóż, pozostaje
wciąż żywić nadzieję, że ostanie się choć jeden rodzynek, który zakwalifikuje się do fazy grupowej, zapewniając nam
tym samym sześć dodatkowych spotkań, podczas których będziemy mogli do woli
narzekać na stan polskiej piłki klubowej. Na pocieszenie (i z przymrużeniem
oka) warto zaznaczyć, że 2020 rok i tak jest dla polskich klubów pod tym
względem wyjątkowo udany. Mamy już bowiem połowę sierpnia, a jeszcze żadna z
naszych eksportowych drużyn nie
odpadła europejskich pucharów. I opóźnienie rozgrywek z powodu pandemii z
pewnością nie ma z tym nic wspólnego… J

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz