poniedziałek, 10 sierpnia 2020

Co tam, Panie, w polskiej piłce?

 

Polskie drużyny poznały dziś komplet potencjalnych rywali w europucharach. Znamienne, że zanim poważni piłkarze zakończą sezon 2019/2020, mistrz Polski może już być poza kwalifikacjami do kolejnej edycji Ligi Mistrzów. Cóż, taki poziom reprezentuje aktualnie nasz klubowy futbol… Aczkolwiek do takiej tragedii mimo wszystko dojść nie powinno. Finał LM zaplanowany jest bowiem na 23. sierpnia. Legia, przy całym szacunku do jej potencjalnych oponentów (o czym za chwilę), powinna równiutko się po nich przejechać, a eliminacje Ligi Europy polskie kluby rozpoczną dopiero 4 dni po finale Ligi Mistrzów. Czasoprzestrzeń nie powinna być zatem zagięta. Ale do rzeczy…

Mistrz Polski, Legia Warszawa, w pierwszej rundzie kwalifikacyjnej Ligi Mistrzów zmierzy się ze zwycięzcą pary Linfield FC (Irlandia Płn.) / Drita Gnjilane (Kosowo). W tym przypadku nie ma się tak naprawdę co rozwodzić: jeśli Legia chce uchodzić za choć trochę poważną drużynę, zwycięstwo (najlepiej wysokie) jest jej psim obowiązkiem. Mało renomowani przeciwnicy, w dodatku atut własnego boiska… Nic, tylko wyjść i pokazać swoją wyższość. Jeśli tak się stanie, podopieczni Aleksandara Vukovicia trafią na zwycięzcę pary Ararat-Armenia Erywań (Armenia) / Omonia Nikozja (Cypr) i tutaj poprzeczka zawiśnie już nieco wyżej. Ale tylko nieco, wciąż bowiem zdecydowanym faworytem tego starcia będą legioniści. Tym bardziej, iż dopisało im szczęście i mecz ponownie zostanie rozegrany w Warszawie. Osobiście życzyłbym sobie, aby mistrz Polski trafił na Cypryjczyków. Fajnie będzie ponownie ujrzeć przy Łazienkowskiej Henninga Berga, który w Warszawie pozostawił po sobie naprawdę mnóstwo fajnych wspomnień (oraz kilka mniej fajnych). Dodatkowo, zważywszy na agresywny, czasem wręcz brutalny styl prezentowany przez przedstawicieli futbolu rodem z Armenii, pojedynek z Omonią wydaje się bardziej optymistycznym wariantem. Na kogo by jednak Legia nie trafiła, awans – podobnie jak w 1. rundzie – jest obowiązkiem.

Lech Poznań w 1. rundzie kwalifikacyjnej do Ligi Europy trafił na łotwskie Valmiera FC i tutaj awans poznaniaków także wydaje się formalnością. Łotysze zajmują aktualnie trzecią lokatę w rodzimych rozgrywkach, które – nie oszukujmy się – poziomem odstają nawet od polskiej ekstraklasy (owszem, są w Europie kraje, w których ligowcy kopią piłkę jeszcze gorzej niż u nas…). Jeśli więc Kolejorz utrzyma formę z końcówki sezonu, możemy być świadkami prawdziwej golleady. Inna sprawa, że klub z Poznania ma już dość bogate doświadczenie w europejskich kompromitacjach z teoretycznie niżej notowanymi rywalami. Myślę jednak, że w tym przypadku nic takiego nie będzie miało miejsca i podopieczni Dariusza Żurawia pewnie awansują do kolejnej rundy.

Dochodzimy zatem do Piasta Gliwice i w tym przypadku tak optymistycznie na pewno już nie jest. Podopieczni Waldemara Fornalika trafili bowiem na białoruskie Dinamo Mińsk. Klub utytułowany, z bogatą historią, ale w tym sezonie radzący sobie bardzo przeciętnie. Podopieczni Leonida Kuczuka w 20 spotkaniach obecnych rozgrywek ugrali zaledwie 30 oczek i plasują się dopiero na 8. lokacie białoruskiej ekstraklasy. I wydaje się, że to w niemocy rywala trzeba upatrywać głównej szansy gliwiczan na awans do kolejnej rundy. Piast bowiem także w ostatnich miesiącach nie zachwyca i ciężko przypuszczać, aby zmieniło się to podczas kilkutygodniowej przerwy w rozgrywkach. Ale tak naprawdę żadne rozstrzygnięcie nie będzie w tej parze zaskoczeniem, w praktyce wskazanie faworyta jest niezwykle trudne. Mimo wszystko delikatnie wyżej oceniam szanse Dinama, Białorusini będą mieli bowiem poważny atut w postaci własnego boiska.

Najlepsze, naturalnie, pozostawiłem na koniec. Drużyna tysiąca i jednej wrzutki, prowadzona przez znanego i nie do końca lubianego sympatyka whisky. Michał Probierz i jego Cracovia trafili najgorzej jak mogli – ich rywalem będzie szwedzkie Malmo FF. Tak naprawdę nie ma co się tutaj dłużej rozwodzić, wystarczy przytoczyć kilka faktów z niedalekiej przeszłości. Drużyna prowadzona przez doskonale znanego kibicom piłkarskim Jon Dahla Tomassona w sezonie 2019/2020 grała w 1/16 Ligi Europy, gdzie musiała uznać wyższość niemieckiego Wolfsburga. Rok wcześniej Szwedzi doszli do tego samego etapu rozgrywek, ale wtedy zbyt silna okazała się Chelsea. Warto także zauważyć, że w sezonach 14/15 oraz 15/16 Malmo grało w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Pucharowa przygoda Cracovii zamyka się natomiast na obskoczeniu wpierdolu przeciwko Skhendiji Tetowo oraz DAC Dunajska Streda. Warto silić się na jakiekolwiek argumenty przemawiające za Cracovią? Nawet jeśli, ja takowych po prostu nie widzę. Względny spacerek i pewny awans Szwedów do następnej rundy.

Oj, piękne piłkarskie lato szykują nam polskie drużyny w tym roku… Cóż, pozostaje wciąż żywić nadzieję, że ostanie się choć jeden rodzynek, który zakwalifikuje się do fazy grupowej, zapewniając nam tym samym sześć dodatkowych spotkań, podczas których będziemy mogli do woli narzekać na stan polskiej piłki klubowej. Na pocieszenie (i z przymrużeniem oka) warto zaznaczyć, że 2020 rok i tak jest dla polskich klubów pod tym względem wyjątkowo udany. Mamy już bowiem połowę sierpnia, a jeszcze żadna z naszych eksportowych drużyn nie odpadła europejskich pucharów. I opóźnienie rozgrywek z powodu pandemii z pewnością nie ma z tym nic wspólnego… J


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz