Bayern Monachium zwycięzcą Ligi
Mistrzów w sezonie 2019/2020. Zakładam, że macie w domu telewizję oraz dostęp
do Internetu, więc powyższa wiadomość nie jest dla Was w żaden sposób
przełomowa, ale warto na samym początku zaznaczyć, o czym będziecie mogli przeczytać
w dalszej części. Bawarczycy pokonali w finale 1-0 drużynę spod znaku
katarskiego pieniądza i jak najbardziej zasłużenie sięgnęli po końcowy triumf.
Mam jednak wrażenie, iż zwycięstwo Hansiego
Flicka oraz jego podopiecznych jest tyleż zasłużone, co niespodziewane.
Oczywiście, jeśli spojrzymy na dyspozycję monachijczyków jedynie w tym roku –
nie ma żadnych wątpliwości. Bayern na pełnym luzie zdobył mistrzostwo oraz
puchar Niemiec, następnie w 1/8 finału Ligi Mistrzów przejechał się po londyńskiej
Chelsea, a w turnieju finałowym upokorzył najpierw Barcelonę, następnie pewnie
(choć nie bez kłopotów) ograł rewelacyjny Lyon, by w finale zasłużenie odprawić
z kwitkiem francusko-katarskie PSG. Warto jednak przypomnieć sobie, w jakiej
sytuacji Bayern znajdował się jeszcze stosunkowo niedawno – w październiku
ubiegłego roku. Drużyna prowadzona wówczas przez Niko Kovaca grała fatalnie,
nikt nie wymieniał jej nie tylko w gronie kandydatów do wygrania LM, ale nawet
mistrzostwa Niemiec. Przyjrzyjmy się zresztą piłkarzom, którzy we wczorajszym,
lizbońskim finale wybiegli na boisko:
Manuel Neuer – latem zeszłego roku niesamowicie krytykowany za brak
formy. Przepowiadano wówczas rychłą zmianę w kadrze Niemiec, gdzie byłego
zawodnika Schalke zluzować miał Marc – Andre ter Stegen. Neuer potrafił wrócić jednak do dawnej dyspozycji i
udowodnił, że wciąż jest jednym z najlepszych – o ile nie najlepszym –
golkiperem na świecie.
Alphonso Davies – fenomen. Gość, którego miała możliwość ściągnąć
Barcelona, ale prezesowi Bartomeu wystarczyła informacja o narodowości
Kanadyjczyka by uznać, że nie umie on grać w piłkę. A Davies w piłkę umie grać fenomenalnie, co udowadnia od kilku miesięcy. Faktem
jest jednak, iż jeszcze rok temu nie słyszał o nim kompletnie nikt.
David Alaba – jeden z wyjątków potwierdzających regułę. Wyśmienity
zarówno na lewym wahadle, jak i w środku obrony. Ogromna boiskowa klasa i pewny
punkt Bayernu. Choć i w jego przypadku – z powodu wygasającego latem 2021 roku
kontraktu – ruszyła lawina transferowych plotek. Odejście Alaby ze stolicy
Bawarii jest co prawda mało prawdopodobne, ale nie można traktować tego
scenariusza jako science-fiction.
Jerome Boateng – od dłuższego czasu wypychany z klubu. Mówiło się,
iż najlepsze lata ma już za sobą, popełnia dużo prostych błędów, mówiąc krótko
– nie prezentuje już poziomu godnego takiego klubu, jakim jest Bayern. Nie grał
może fenomenalnie, ale pokazał, że może być ważnym ogniwem tego zespołu.
Niklas Sule – jeszcze do niedawna uchodził za jeden z największych
talentów niemieckiej piłki. Po transferze z Hoffenheim prezentował się jednak
przeciętnie, nie mogąc wejść na wyższy poziom. Dodatkowo w październiku
ubiegłego roku doznał zerwania więzadeł krzyżowych w kolanie, co było niejako
podsumowaniem ówczesnych nastrojów w klubie ze stolicy Bawarii. Niedawno wrócił
do pełni sił i pokazał, że z pewnością jeszcze nie pokazał w Bayernie pełni
swoich możliwości.
Joshua Kimmich – zero wątpliwości. Kimmich od długiego czasu gra na
światowym poziomie – zarówno na pozycji prawego obrońcy, jak i środkowego
pomocnika. Niezwykle inteligentny i odpowiedzialny zawodnik. Oczywiście, miewa
słabsze mecze, ale z całą pewnością ostatni rok w jego przypadku zmienił
najmniej.
Leon Goretzka – sprowadzony z odwiecznego rywala – Schalke 04
Gelsenkirchen. Podobnie jak Sule, po transferze do Bayernu ciężko było mu
wskoczyć na światowy poziom. Przerwa spowodowana pandemią sprawiła jednak, iż
na boisku pojawił się zupełnie inny Goretzka. Zarówno fizycznie (niesamowita
metamorfoza!), jak i piłkarsko był to dużo lepszy zawodnik. W obecnej chwili
ciężko wyobrazić sobie bez niego środek pola Bawarczyków.
Thiago Alcantara – w ówczesnej Barcelonie była tak wielka
konkurencja o miejsce w środku pola, iż tak wspaniały zawodnik jak Thiago
zdecydował się – z powodu niewystarczającej ilości minut spędzanych na boisku –
na transfer. W Bayernie miewał okresy lepsze oraz gorsze, ale całościowo wydaje
się, iż transfer ten okazał się jednak rozczarowujący. Thiago zbyt rzadko
pokazywał pełnię możliwości i już latem ubiegłego roku pojawiały się informacje
o możliwym przejściu do innego klubu. Plotki te zaczęły przybierać na sile po
zakończeniu sezonu w Niemczech, gdy informowano o prawie pewnym transferze do
Liverpoolu. Pomocnik rodem z Hiszpanii nic sobie jednak z tego nie robił i
brylował na portugalskich boiskach. Po tym turnieju wreszcie można było
zakrzyknąć: Oto reżyser pełną gębą!
Coretnin Tolisso – ówczesny rekord transferowy Bayernu. Casus
Goretzki, z tym że Francuz do tej pory nie potrafi wejść na najwyższy poziom i
najpewniej latem pożegna się z klubem.
Thomas Muller – legenda Bayernu. Wyśmienity zawodnik, ale latem
ubiegłego roku także zdawał się być w potężnym dołku. Po przejęciu drużyny
przez Flicka zyskał nowe życie. Zanotował niesamowite statystyki w Bundeslidze
(8 bramek i 21 asyst!), a w turnieju finałowym Ligi Mistrzów był jednym z
głównych motorów napędowych bawarskiej drużyny.
Kingsley Coman – niesamowity wiatrak
na lewym skrzydle. Prywatnie: człowiek-trofeum.
W wieku 24 lat: 9 tytułów mistrza kraju (5x Bayern, 2x Juventus, 2x PSG), 10
krajowych trofeów (puchar + superpuchar), a teraz – na dokładkę – uszaty puchar za wygranie Ligi Mistrzów.
Mało kto pamięta jednak 2017 rok, kiedy to Juventus bez większego żalu oddał
Comana do stolicy Bawarii.
Coutinho – niechciany w Barcelonnie, oddany bez żalu na
wypożyczenie. Co znamienne, Bayern także niespecjalnie kwapi się do wykupu
Brazylijczyka. W meczu przeciwko Blaugranie
wszedł na plac w końcowej fazie meczu i zdołał zaliczyć asystę oraz
dwukrotnie trafić do bramki strzeżonej przez ter Stegena. Wymowne.
Serge Gnabry – bez żalu oddawany zarówno przez Arsenal, jak i West
Bromwich Albion. To w tym drugim klubie Tony Pullis – ówczesny menedżer The Baggies – przyznał publicznie, iż
Gnabry nie prezentuje poziomu uprawniającego do gry w prowadzonym przez niego
klubie. Przyszłość poniekąd potwierdziła słowa Pullisa, okazało się bowiem, iż
niemiecki skrzydłowy prezentuje poziom o kilka (kilkanaście?) klasy wyższy niż
świeżo upieczony beniaminek Premier League.
Ivan Perisic – zeszłego lata wypychany z Interu, ostatecznie przygarnięty przez Niko Kovaca w
Bayernie. Może nie był wyróżniającą się postacią, ale za każdym razem, gdy
pojawiał się na boisku, prezentował określoną jakość.
Robert Lewandowski – maszyna. Król strzelców Bundesligi, pucharu
Niemiec oraz Ligi Mistrzów. I – choć osobiście wielkim zwolennikiem Lewego
nie jestem – zdecydowanie najlepszy w tym roku zawodnik na świecie. A
jeszcze rok temu królowały opinie, że aby wygrać najcenniejsze klubowe trofeum
w Europie, kapitan reprezentacji Polski musi odejść z mistrza Niemiec.
Najlepiej do słonecznej Hiszpanii, a konkretnie do Realu Madryt. Królewscy pożegnali się jednak z Ligą
Mistrzów już na etapie 1/8 finału, a Lewy
w końcu – po wielu latach rozczarowań – mógł w końcu podnieść
w górę uszaty puchar.
Mówi się, iż futbolu 365 dni to
cała wieczność. Dokładnie widać to na przykładzie Bayernu. Jeszcze rok temu,
patrząc na tych zawodników, doszlibyśmy do wniosku, że mogą oni powalczyć co
najwyżej o triumf w pucharze Myszki Miki. Byli to zawodnicy wypaleni, bez
formy, część z nich niechciana przez poprzednie kluby, kolejna część niechciana
przez sam Bayern i wypychana z klubu. Mówiąc krótko – wyglądało to mało
optymistycznie. Jak pokazała przyszłość, wystarczyło powierzyć stołek trenerski
odpowiedniej osobie, a o żadnym z tych zawodników nie powtórzymy słów, które tak
ochoczo wypowiadaliśmy zeszłego lata. W futbolu wszystko może zmienić się w
mgnieniu oka oraz w najmniej oczekiwanym momencie. I to jest w tym wszystkim
najpiękniejsze.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz