Olympique Marsylia pokonał w niedzielę Saint-Etienne w meczu
wyjazdowym w ramach 15. kolejki francuskiej Ligue 1. Bynajmniej nie ma jednak
powodów do zadowolenia. Dla ekipy ze Stade Velodrome było to bowiem dopiero
piąte zwycięstwo w bieżącym sezonie, a sama drużyna w najmniejszym stopniu nie
przypomina zespołu, który przez większą część ubiegłych rozgrywek zachwycał
swoją grą całą Europę. Zresztą klub z Lazurowego Wybrzeża jest idealnym
przykładem tego, jak dynamicznie zachodzą w futbolu różnego rodzaju zmiany i
jak szybko ze szczytu można trafić na sam dół. Co zatem miało wpływ na tak
fatalny sezon, który jak do tej pory notują piłkarze OM?
Tak naprawdę
włodarze Marsylii pierwszy duży błąd popełnili już kilkanaście miesięcy temu.
Od dawna było bowiem wiadomo, że po zakończeniu sezonu 2014/2015 kontrakty
kończą się dwóm kluczowym zawodnikom zespołu: Andre-Pierre Gignac'owi oraz
Andre Ayew. W przypadku Gignaca stanowisko klubu było jasne – umowa z
zawodnikiem nie zostanie przedłużona, gdyż klubu nie stać na opłacanie tak
wysokiego kontraktu. Z Ayew sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Syn Abediego
Pele jest wychowankiem Marsylii, zawsze był mocno związany z klubem i nigdy nie
zabiegał o odejście. Problem w tym, że działacze ze Stade Velodrome
zaproponowali swojej gwieździe... niższe zarobki niż dotychczas, co
reprezentant Ghany potwierdził świeżo po transferze do swojego nowego klubu,
którym okazało się walijskie Swansea. Nic więc dziwnego, że negocjacje w
sprawie podpisania nowego kontraktu zakończyły się fiaskiem, a sam Ayew
zdecydował w końcu o transferze do Premier League.
Marsylia
„powitała” zatem letnie okienko transferowe bez dwóch kluczowych zawodników.
Problem polegał jednak na tym, że zamiast uzupełnić luki po odejściu swoich gwiazd, klub zdecydował się na wytransferowanie kolejnych ważnych ogniw. Do FC Porto trafił Giannelli Imbula – jeden z najlepszych środkowych pomocników w lidze francuskiej, kierunek na Londyn (a dokładnie West Ham) obrał Dimitri Payet – król asyst ubiegłego sezonu (16 ostatnich podań), Lazurowe Wybrzeże na północną Anglię – a dokładnie Newcastle United – zamienił natomiast Florian Thauvin. Jeśli do tego dodamy, że klub wraz z końcem sezonu opuścili Rod Fanni oraz Jeremy Morel to wychodzi, że z Marsylii odeszło aż siedmiu zawodników, którzy mogliby z powodzeniem grać w pierwszym składzie.
Problem polegał jednak na tym, że zamiast uzupełnić luki po odejściu swoich gwiazd, klub zdecydował się na wytransferowanie kolejnych ważnych ogniw. Do FC Porto trafił Giannelli Imbula – jeden z najlepszych środkowych pomocników w lidze francuskiej, kierunek na Londyn (a dokładnie West Ham) obrał Dimitri Payet – król asyst ubiegłego sezonu (16 ostatnich podań), Lazurowe Wybrzeże na północną Anglię – a dokładnie Newcastle United – zamienił natomiast Florian Thauvin. Jeśli do tego dodamy, że klub wraz z końcem sezonu opuścili Rod Fanni oraz Jeremy Morel to wychodzi, że z Marsylii odeszło aż siedmiu zawodników, którzy mogliby z powodzeniem grać w pierwszym składzie.
Działacze OM
poczynili wprawdzie liczne próby wzmocnienia składu, ale w praktyce były to
raczej nieudolne próby załatania ogromnych dziur kadrowych. Do klubu trafili
m.in. Rolando, Paolo de Ceglie czy Javier Manquillo, ale trudno uznać tych
graczy za realne wzmocnienia. Większość z nich była bowiem rezerwowymi w swoich
klubach, grając przy tym naprawdę rzadko. Jedynym zawodnikiem, któremu
faktycznie udało się załatać dziurę po swoim poprzedniku jest Lassanna Diarra.
Ściągnięty za darmo były zawodnik m.in. Realu Madryt czy Arsenalu bardzo dobrze
wprowadził się do nowego zespołu i w zdecydowanej większości spotkań godnie zastępuje
sprzedanego do Portugalii Imbulę. Potencjał tkwi również w wypożyczonym z
Newcastle United Cabelli, ale on z pewnością potrzebuje trochę czasu, aby
odbudować się po bardzo nieudanym epizodzie na północy Anglii.
Jakby mało było
osłabień przedsezonowych, to po pierwszym spotkaniu ligowym – przegranym przez
Marsylię na własnym stadionie z Caen – do dymisji podał się trener Marcelo
Bielsa. Nie było żadną tajemnicą, że Argentyńczyk był od dawna skonfliktowany z
klubowymi działaczami, niemniej jednak taka decyzja była dla wszystkich dużym
zaskoczeniem. Główną kością niezgody pomiędzy obiema stronami były transfery do
klubu. Bielsa w chwili przyjścia do OM przekazał szefostwu listę zawodników,
których chciałby mieć w swoim zespole. Dopominał się o tych piłkarzy przez dwa
okienka transferowe, niestety bezskutecznie. W zamian za to dostał m.in.
brazylijskiego stopera Dorię, który pomimo opinii jednego z najzdolniejszych
młodych zawodników rodem z kraju kawy w OM nawet nie powąchał murawy.
Argentyński szkoleniowiec doszedł bowiem do wniosku, że skoro działacze nie
dotrzymali słowa i sprowadzili zawodnika wbrew jego opinii – zawodnik ten u
niego nie zagra. Abstrahując jednak od postawy Bielsy, brak solidnych
transferów odbił się Marsylczykom głęboką czkawką w końcówce ubiegłego sezonu.
Runda jesienna to fantastyczna gra i fotel lidera Ligue 1 na koniec 2014 roku.
Problem w tym, że już wtedy kadra OM składała się z ledwie 13-14 zawodników,
Bielsa nigdy nie był bowiem fanem zbędnych roszad. Niestety, gdy w decydującej
fazie sezonu doszły kontuzje, kartki oraz napięty terminarz, piłkarze z
Lazurowego Wybrzeża zwyczajnie nie wytrzymali tempa i zakończyli rodzime
rozgrywki dopiero na czwartym miejscu.
Następcą Bielsy
na Stade Velodrome został Michel. Była wielka gwiazda Realu Madryt, w karierze
trenerskiej znany głównie z prowadzenia Sevilli oraz Olympiakosu Pireus. Debiut
Hiszpan zaliczył wręcz wymarzony, jego drużyna w wielkim stylu pokonała bowiem
Troyes 6-0 (co za bramki Lassa Diarry oraz Ocamposa!). Dalej nie było już
jednak tak kolorowo. Drużyna grała w kratkę, bardzo dobre mecze (4-1 z Bastią)
przeplatała fatalnymi (0-2 z Guingamp, 0-1 z Reims). Wydawało się, że punktem
zwrotnym może być mecz na Parc des Princes przeciwko PSG, gdzie w pierwszych 35
minutach Marsylczycy grali fantastycznie, bezapelacyjnie dominując nad dream
team'em z Paryża. Wystarczyła jednak chwila nieuwagi, dwa rzuty karne dla
gospodarzy – oba zamienione na bramki przez Zlatana – i czar prysł.
Niewykluczone, że to właśnie wyjazdowe zwycięstwo na Stade
Geoffroy-Guichard –
gdzie Marsylii zawsze gra się bardzo ciężko – może być momentem
przełomowym dla podopiecznych Michela. Czy faktycznie tak będzie? Czas pokaże.
EDIT: Jak pokazały kolejne tygodnie, do żadnego przełomu nie doszło. Po zwycięstwie w Saint-Etienne Marsylczycy zremisowali trzy mecze (wszystkie rozegrane przed własną publicznością) oraz wygrali zaległe spotkanie wyjazdowe przeciwko Rennes. Podopieczni Michela po 18 kolejkach francuskiej Ligue 1 zajmują dopiero dziewiątą lokatę i nic nie wskazuje na rychły marsz w stronę miejsce premiowanych grą w europejskich pucharach.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz