Wszystkie ruchy na rynku transferowym bledną jednak przy
informacji mówiącej o tym, iż Iker Casillas odchodzi z Realu Madryt. San Iker, po 25 latach spędzonych na
Santiago Bernabeu, odchodzi do FC Porto. Transfer ten – jak można było się
spodziewać – wywołał lawinę komentarzy. Piłkarscy fanatycy podzielili się na
dwa obozy: zwolenników, którzy uważają, że czas Casillasa przy Concha Espina 1 już przeminął oraz przeciwników, uważających, że nie powinno się tak postępować
z człowiekiem, który stał się legendą nie tylko Realu Madryt, ale i całego
hiszpańskiego futbolu. Mówiąc szczerze, jestem rozdarty. Trafiają do mnie
argumenty zarówno pierwszej, jak i drugiej grupy fanów. Ale po kolei, aby
wszystko było jasne i klarowne.
San
Iker – Święty
Zacznę od
argumentów używanych przez przeciwników odejścia Ikera, bo inaczej chyba mi nie
wypada. W całej rozciągłości zgadzam się z tym, że Casillas to chodząca legenda
los Blancos, człowiek-instytucja. Zaczął
przygodę z piłką w wieku 9 lat, a następnie – konsekwentnie przechodząc przez
wszystkie szczeble juniorskie – trafił do pierwszej drużyny, w której spędził
ostatecznie 16 lat. Przez cały ten czas imponował nie tylko umiejętnościami
bramkarskimi, ale także niesamowitym spokojem i pewnością siebie. Poza boiskiem
emanował natomiast klasą. Był boiskowym dżentelmenem, madryckim odpowiednikiem
Carlesa Puyola, a to w dzisiejszych czasach rzadkość. Dlatego też niezmiernie
mnie dziwi, że jeden z największych klubów na świecie – jakim bez wątpienia
jest Real Madryt – nie był w stanie podziękować Ikerowi tak, jak na to
zasługiwał. Bo wybaczcie, ale machania do trybun na praktycznie pustym Estadio
Santiago Bernabeu nie uważam za godne takiego zawodnika. Podobno sam Casillas
zdecydował się na taką formę pożegnania, choć niewykluczone, że była to decyzja
Florentino Pereza (który nota bene w tej sprawie również ma swoje za uszami). Ale
nawet zakładając, że to san Iker podjął
decyzję, to czy jest się czemu dziwić? Od dłuższego czasu Casillas nie był
bowiem ulubieńcem trybun. Choć może to nieprecyzyjne określenie. Lepiej odda je
stwierdzenie, że dla wielu ludzi na Bernabeu był on wrogiem! Oglądając mecze
Realu miałem czasem wrażenie, iż ci ludzie tylko czekają na błąd portero z Madrytu, aby wygwizdać go z
dziką satysfakcją. Oczywiście nie mam zamiaru generalizować, bo z pewnością
duża część trybun zachowywała się zgoła odmiennie, aczkolwiek niesmak pozostał.
Czy więc w takiej sytuacji można dziwić się obawom Ikera, że ci sami ludzie,
którzy obrażali go i wygwizdywali podczas meczów, zjawią się na jego oficjalnym
pożegnaniu, aby zgotować mu ostatnią salwę gwizdów? Nie wydaje mi się. Co by
nie mówić, z pewnością nie tak powinien wyglądać ostatni dzień w klubie
człowieka, który spędził w nim całe swoje piłkarskie życie.
El
Diablo – diabeł?
Było już o nienajlepszej – delikatnie mówiąc – postawie
klubu. Teraz pora na grzeszki samego Casillasa. Bez wątpienia jednym z
ważniejszych czynników jego odejścia była – najzwyczajniej w świecie – forma
sportowa Ikera. Od pewnego czasu to już nie był ten bramkarz, który – razem z
Bufonnem – „odsadził” resztę stawki o lata świetlne. Coraz częściej zdarzały mu
się pomyłki, a coraz rzadziej fantastyczne interwencje. Dziś na Weszło!
przeczytałem artykuł Krzysztofa Stanowskiego, który w pewnym momencie
stwierdza, iż „nie przypomina sobie w ubiegłym sezonie meczu, w który Casillas
byłby głównym winowajcą porażki”. Jest w tym sporo prawdy, ale ja wobec tego
chciałbym usłyszeć odpowiedź na pytanie, ile w zeszłym sezonie było meczów, w
których Iker był bohaterem, wybronił Realowi jakieś punkty? Bo osobiście
oglądałem praktycznie wszystkie mecze Los
Galacticos w sezonie 14/15 i nie przypominam sobie takiego meczu (może nie
licząc Gran Derbi na Bernabeu, gdzie faktycznie popisał się kilkoma świetnymi
interwencjami). Niestety, moim zdaniem Iker w tej chwili jest bramkarzem dobrym
i nic ponadto. A dobry bramkarz to za mało, aby mieć pierwszy plac na Bernabeu.
Real zawsze celuje w najwyższe trofea i w klubie potrzebny jest golkiper, który
obroni coś „extra”. Potrzebny jest gość, który odbije piłką, którą wszyscy będą
widzieli już w siatce. A Casillas – przy całym moim szacunku do niego – obecnie
już się do nich nie zalicza.
Niektórzy powiedzą: „No dobrze, ale mógł zostać w Realu w
roli rezerwowego i za 2-3 lata skończyć
w nim karierę”. Owszem, mógł. Ale Iker zmuszony był już siedzieć na ławce za
czasów Jose Mourinho i każdy pamięta, jak to się skończyło. Niesnaski w szatni,
szorstkie relacje ze szkoleniowcem, a następnie burzliwe rozstanie z
Portugalczykiem. Moja opinia jest taka, że san
Iker wciąż jest zbyt dobrym bramkarzem, by siedzieć na ławce. Tak jak
napisałem wcześniej, nie jest to już ścisła światowa czołówka, ale wciąż
gwarantuje wysoki poziom sportowy. Dlatego uważam, że FC Porto to dla niego
klub wręcz idealny. Drużyna o uznanej marce, która dodatkowo rokrocznie
występuje w Lidze Mistrzów, często również w fazie pucharowej. Wydaje mi się,
że w Portugalii Iker zyska spokój, którego nie miał w Madrycie.
Dodatkowo słychać było jeszcze różne plotki, dotyczące
chociażby tego, że Casillas kłóci się z Realem o wysokość odprawy, chcąc
wycisnąć z klubu ostatnią, sowitą pensję. Głośno było również kilka lat temu,
podczas słynnej afery, kiedy to został określony mianem „kreta”, który wynosi
informacje z szatni. Ale osobiście nie przywiązuję najmniejszej wagi do tych
plotek, gdyż nie sądzę żeby człowiek, który spędził całe życie w jednym klubie,
mógł działać na jego szkodę.
***
Podsumowując, uważam, że transfer Ikera w obecnej
sytuacji wyjdzie na dobre zarówno jemu, jak i klubowi. Oczywiście forma
pożegnania Realu ze swoją legendą budzi spory niesmak, ale ze sportowego punktu
widzenia transfer ten jest jak najbardziej zrozumiały. Casillas obecnie jest
już jednak nieco poniżej poziomu oczekiwanego od pierwszego bramkarza Realu
Madryt, a jemu samemu ciężko byłoby pogodzić się z rolą rezerwowego. Przenosiny
do FC Porto mogą zatem okazać się strzałem w dziesiątkę, a sam golkiper z
pewnością zdąży jeszcze obronić kilka groźnych strzałów, a także powiększyć swoją
– już teraz bardzo okazałą – gablotę trofeów. Gracias, san Iker!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz