środa, 28 stycznia 2015

Giełda transferowa - made in Poland

                Uff… Przez ostatnie dwa tygodnie nie pisałem. Cóż, zbliżająca się sesja oraz choroba zrobiły swoje. Przez ten czas w świecie futbolu wydarzyło się całkiem sporo. Real zdążył pożegnać się z Copa del Rey po porażce z rywalem zza miedzy – Atletico, Wilfried Bony za grubą kasę przeszedł do niebieskiej części Manchesteru, a Marsylia – w przeciwieństwie do Lyonu – zupełnie wytraciła impet i przestała liderować w Ligue 1. Dziś jednak chciałbym poruszyć temat transferów w polskiej T-Mobile Ekstraklasie. Tak się bowiem dziwnie złożyło, że w obecnym okienku transferowym nie jesteśmy z każdej strony zalewani informacjami o sprowadzaniu do poszczególnych klubów tzw. „piłkarskiego szrotu z zagranicy”. Najwyraźniej kluby zaczynają wyciągać wnioski, co sprawiło, że tej zimy do naszej rodzimej ligi trafiło kilku naprawdę ciekawych zawodników. Miłą odmianą są również transfery przeprowadzane wewnątrz T-Mobile Ekstraklasy. W ostatnich latach były to bardzo rzadko spotykane transakcje, głównie ze względu na stawianie przez kluby zaporowych cen. O najciekawszych – moim zdaniem – ruchach transferowych możecie przeczytać poniżej.

Sebastiana Mili powrót do korzeni

    O transferze Sebastiana Mili do Lechii Gdańsk mówiło się już od dłuższego czasu. Sam zainteresowany wielokrotnie powtarzał zresztą, że to w Gdańsku stawiał swoje pierwsze, piłkarskie kroki, i że to właśnie tam chciałby zakończyć swą piłkarską karierę. Kluby bardzo długo nie mogły się dogadać – Lechia dawała milion złotych, włodarze Śląska oczekiwali kwoty o 50% większej. Ostatecznie – jeśli wierzyć portalowi transfermarkt.pl – cena za reprezentanta Polski zamknęła się w granicach 1,4 mln zł. Sam Mila podpisał natomiast 5,5-letni kontrakt, który po zakończeniu kariery pozwoli mu nadal działać w strukturach klubu. Ze strony Lechii jest to dobry interes. Nie dość, że pozyskują piłkarza o uznanej marce, który ostatnio znajdował się w bardzo wysokiej formie, to trafia do nich człowiek niezwykle mocno identyfikujący się z klubem. Mila nie jest już piłkarzem młodym (w tym roku skończy 33 lata), ale myślę, że przez najbliższe 1,5 sezonu będzie w stanie prezentować w gdańskim klubie wysoki poziom. Na pewno będzie to wzmocnienie Lechii.

Legia się zbroi

    W ostatnich dniach pieniądze na transfery zyskał również mistrz Polski, Legia Warszawa. Głównie za sprawą założenia funduszu inwestycyjnego. Jest to „zabieg” zupełnie innowacyjny na naszym podwórku, natomiast w czołowych ligach Europy bardzo powszechny (Więcej na ten temat można przeczytać TUTAJ). Jeszcze przed założeniem owego funduszu do Warszawy powrócił Dominik Furman. Zawodnik, który dokładnie rok wcześniej trafił do francuskiej Tuluzy ponownie zameldował się przy Łazienkowskiej, aby odbudować swoją formę i wrócić do piłkarskiego świata żywych. Ostatni rok nie był dla „Furmiego” dobry: grał baaaardzo mało, często nie łapał się nawet na ławkę. Teraz wraca do Legii i będzie chciał pokazać, że jednak nie jest tak słabym piłkarzem jak obecnie się o tym mówi. Biorąc pod uwagę jesienną dyspozycję Ivicy Vrdoljaka i Tomasza Jodłowca można śmiało powiedzieć, że nie będzie to zawodnik na pierwszy skład, a jedynie cenne uzupełnienie zespołu.
    Do Warszawy prawdopodobnie trafią też Michał Masłowski (transfer już praktycznie przyklepany) oraz Taye Taiwo (aktualnie przebywa na testach). Masłowski trafi do Legii z Zawiszy Bydgoszcz za około 800 tys. Euro. Można się spierać czy jest to kwota adekwatna do jego umiejętności (wg mnie jednak nie), ale bez wątpienia „Masło” to jeden z lepszych środkowych pomocników w polskiej lidze. Co prawda jego nominalną pozycją jest „10”, gdzie w Legii na tej pozycji są już Rado, Duda i Szwoch. Ale może też zagrać cofniętego pomocnika. Jest to o tyle ważne, że w starciu z potencjalnie słabszymi rywalami Henning Berg będzie mógł nieco odciążyć Ivicę bądź „Jodłę”, dając tym samym szansę Masłowskiemu. Byłby to o tyle ciekawy manewr, że legioniści graliby wtedy jednym, klasycznym defensywnym pomocnikiem, a Michał występowałby na pozycji „8”, kreując grę „Wojskowych”.  Wydaje się również, że jest to transfer przygotowany pod kątem letniego odejścia Ondreja Dudy. Masłowski będzie miał bowiem pół roku na przyswojenie koncepcji trenera Berga, a także aklimatyzację w Warszawie. Wydaje mi się więc, że jeśli tylko będą omijać go kontuzje – może to być dobry transfer działaczy z Łazienkowskiej.
    Na koniec kilka słów o Taye Taiwo. Co prawda są to na razie tylko testy, ale w z pewnością gracza o takim CV w naszej lidze jeszcze nie było. Nigeryjczyk to wielokrotny reprezentant swojego kraju, była gwiazda Olympique Marsylia, zawodnik Milanu czy Dynama Kijów. Bardzo racjonalnie do całej sprawy podchodzi jednak Henning Berg. Szkoleniowiec Legii stwierdził bowiem, iż z pewnością CV Taiwo robi wrażenie, ale liczy się tylko to, co prezentuje w obecnej chwili. Jeśli Nigeryjczyk przypadnie do gustu sztabowi szkoleniowemu, najprawdopodobniej zostanie na pół roku wypożyczony z tureckiego Bursasporu.

W Gdańsku wreszcie z głową

   Ciekawie na rynku transferowym prezentuje się również gdańska Lechia. Po letnim trzęsieniu ziemi, podczas którego do Gdańska trafiło 1358 piłkarzy, zimowe zakupy są już dużo bardziej stonowane. I – co najważniejsze – wydają się naprawdę przemyślane. O zakupie Sebastiana Mili pisałem już wcześniej. Do klubu trafiła też jednak dwójka doświadczonych, bocznych obrońców. Z TSV 1860 Monachium przybył Grzegorz Wojtkowiak, rosyjski Amkar Perm na Lechię zamienił także Jakub Wawrzyniak. Nie są to być może wirtuozi, ale zawodnicy, którzy poniżej pewnego, przyzwoitego poziomu raczej nie schodzą. Ich atutami są też z pewnością doświadczenie (zarówno klubowe, jak i reprezentacyjne), a także wszechstronność. Choć są to nominalni boczni obrońcy, to każdy z nich z powodzeniem może występować również na środku defensywy. Warto dodać, że nawet jeśli ci piłkarze nie będą regularnie grali w pierwszym składzie, to w najgorszym przypadku wywrą odpowiednią presję na teoretycznie podstawowych bocznych obrońcach Lechii, czyli Lekovicu i Możdżeniu. Widać, że działacze z Gdańska wyciągnęli wnioski z letniej kampanii transferowej, gdyż obecna polityka klubu zdaje się mieć ręce i nogi. Póki co dokonano jedynie trzech transferów, ale wszystko są to gracze o uznanej marce, a także sporym doświadczeniu. I co najważniejsze, wzmocnione zostały pozycje, które naprawdę tego wymagały.

Giełda transferowa w pozostałych klubach

    O klubach najbardziej aktywnych na transferowym rynku już wspominałem, teraz przyszedł czas na pozytywne niespodzianki. Bo nie tylko Legia i Lechia mądrze wzmocniły swoje kadry. Dobrym przykładem jest Cracovia, do której trafił wielokrotny reprezentant Słowacji, a wcześniej uznana postać w Bundeslidze – Erik Jendrisek. Słowak ma wszelkie predyspozycje żeby w T-Mobile Ekstraklasie stać się jednym z najlepszych na swojej pozycji. „Pasy” dokonały ciekawego wzmocnienia, ale nie próżnował też ich rywal zza miedzy. Wiśle udało się zakontraktować Bobana Jovica – jednego z najbardziej utalentowanych bocznych obrońców w Słowenii. Co prawda na tę chwilę wydaje się, że zawodnik trafi do Krakowa dopiero w lipcu, po wygaśnięciu jego umowy z dotychczasowym klubem. Jednak po tym jak kontuzję odniósł Łukasz Burliga całkiem prawdopodobne, że działacze z Reymonta postarają się ściągnąć zawodnika już zimą. Warto dodać, że klub zmienił także Michał Janota. Środkowy pomocnik zamienił Kielce na Szczecin i od nowej rundy przywdziewać będzie koszulkę Pogoni. Michał z pewnością jest zawodnikiem o sporym potencjale. Dobry drybling, niekonwencjonalne podanie, niezły strzał. Jego ogromnym problemem jest jednak chimeryczność, zbyt duże wahania formy. Jeśli tylko uda mu się ustabilizować formę i wejść na swój wysoki poziom, to w Szczecinie będą mieli z niego dużo pociechy.
    Tak jak pisałem wcześniej, kluby w T-Mobile Ekstaklasie prowadzą tej zimy naprawdę interesującą politykę transferową. Wygląda na to, że miejsce piłkarskich debili zaczynają zajmować gracze, którzy naprawdę otarli się w przeszłości o poważną piłkę lub tacy, którzy będą mieli szansę się otrzeć. Oczywiście póki co żaden z tych zawodników nie zagrał jeszcze ani minuty w oficjalnym spotkaniu swojego nowego klubu, więc są to tylko czyste spekulacje, a wszystko zweryfikuje zielona murawa. Na papierze wszystko wygląda jednak całkiem optymistycznie i mam nadzieję, że w kolejnych okienkach transferowych ten trend zostanie podtrzymany.


PS. Przed chwilą okazało się, że Taye Taiwo jednak nie podpisze kontraktu z Warszawską Legią. Cóż, moim zdaniem wielka szkoda, że sprawy tak się potoczyły…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz