wtorek, 16 grudnia 2014

Pucharowe przewidywania

                Legia Warszawa w 1/16 finału Ligi Europejskiej trafiła na holenderski Ajax Amsterdam. Z tego powodu cały naród popadł w skrajności: jedni wieszczą solidne „baty” i bolesne pożegnanie z europejską przygodą, inni natomiast sugerują, że nie ma się kogo bać, gdyż obecnie Ajax to już tylko nazwa. Powiem szczerze, że gdy czytam tego typu opinie to nie wiem, gdzie mam podziać oczy. Napiszę krótko, Legia mogła trafić lepiej, ale zdecydowanie nie jest w tym starciu bez szans. Dlaczego tak uważam?
                Po pierwsze warszawska drużyna jest w tym sezonie naprawdę mocna, 15 punktów w fazie grupowej Ligi Europy nie wzięło się znikąd. Drużyna podczas tegorocznej przygody z pucharami nabrała również pewnej rutyny, której nie było widać choćby w zeszłym roku (pisałem o tym w TYM MIEJSCU), a dzięki której jest w stanie „wyszarpać” zwycięstwo nawet wtedy, gdy nie gra dobrego spotkania. Wiele oczywiście będzie zależało od okresu przygotowawczego oraz ruchów na rynku transferowym. Jeśli podopieczni Henninga Berga przepracują solidnie przepracują zimę, obejdzie się bez poważniejszych urazów, a na dodatek klub sprowadzi 2-3 dobrych zawodników to szansa na pokonanie Ajaxu będzie naprawdę realna.
                Szansy Legii upatruję również w poziomie Ajaxu Amsterdam. Oczywiście nie ma co porównywać tego zespołu choćby do Celticu Glasgow, ale prawdą jest, że obecny mistrz Holandii nie prezentuje już tego poziomu, co choćby kilka lat temu. Z całym szacunkiem do Arkadiusza Milika, ale w najmniejszym stopniu nie umywa się on do swoich poprzedników: Luisa Suareza czy Zlatana Ibrahimovic’a. Warto również zauważyć, że Ajax ma bardzo młody i niedoświadczony zespół. Jasne, ci młodzi zawodnicy z pewnością potrafią grać w piłkę, ale jest to dopiero „materiał do obróbki”, a nie w pełni ukształtowany zespół. Na dodatek za pół roku kontrakty kończą się dwóm najbardziej doświadczonym zawodnikom amsterdamskiej drużyny: kapitanowi Nicklasowi Moisanderowi oraz największej gwieździe –Lasse Schone. Niewykluczone więc, że klub – aby cokolwiek na tych zawodnikach zarobić – będzie zmuszony sprzedać ich już zimą, co bez wątpienia byłoby ogromnym osłabieniem mistrzów Holandii.
                Bardzo spodobały mi się słowa Miroslava Radovic’a. „Rado” zaraz po losowaniu stwierdził, iż Ajax jest drużyną silną, ale zdecydowanie w zasięgu Legii. Takie słowa pokazują, że ekipę mistrza Holandii wszyscy w Warszawie szanują, ale na pewno nie mają zamiaru składać broni. Te słowa były również bardzo ważne z tego względu, iż wypowiedziała je największa gwiazda zespołu, zawodnik, z którego zdaniem wszyscy w klubie bardzo się liczą. Uważam, iż dzięki słowom „Miro” młodsi zawodnicy również nabiorą przekonania, iż „nie taki ten Ajax straszny, jak go malują”.
                Podsumowując, jak już wspomniałem na wstępie, nie rozumiem wszystkich skrajnych opinii sugerujących, że Ajax brutalnie „przejedzie się” po Legii oraz tych, według których to legioniści bez większego problemu wyeliminują amsterdamczyków. W tej chwili szanse oceniłbym na 60% do 40% dla Holendrów. Ale pamiętajmy, że przez dwa miesiące bardzo dużo może się zmienić. Dużo będzie zależało od poczynań obu klubów na rynku transferowym, a także od przepracowania – niezwykle krótkiego, jak na polskie warunki – okresu przygotowawczego. I – jak to zwykle bywa – wszystkie przypuszczenia i analizy wezmą w łeb, gdyż wszystko zweryfikuje boisko.

***

                Warto także wspomnieć, że zanim Jerzy Dudek przydzielił Legii rywala, doszło do losowania par 1/8 finału najważniejszych klubowych rozgrywek w Europie, czyli Ligi Mistrzów. Już na tym etapie rozgrywek będziemy mieli do czynienia z dwoma szlagierami: Manchester City zmierzy się z Barceloną, a Paris Saint Germain zagra z Chelsea. Obrońca tytułu – i chyba główny faworyt obecnej edycji – Real Madryt, zmierzy się natomiast z Schalke 04 Gelsenkirchen.
                I w tym miejscu chciałbym poruszyć pewien wątek. Otóż nie wiem, czy tylko ja mam takie wrażenie, ale Liga Mistrzów z roku na rok staje się coraz bardziej przewidywalna. Trzy pary, które wymieniłem są identyczne, jak w edycji zeszłorocznej. City będzie miało okazję zrewanżować się Barcelonie, PSG spróbuje tym razem wyeliminować Chelsea, a Schalke postara się o uniknięcie takiego blamażu, jaki miał miejsce przed rokiem. Aż dziw, że Arsenal – 18. rok z rzędu – nie wylosował Bayernu Monachium… Może jestem zbyt radykalny w swoich osądach,  ale – paradoksalnie – właśnie przez takie mecze Liga Mistrzów powoli zaczyna mi się „przejadać”. No bo ile razy można patrzeć, jak Messi szarpie się z Kompanym, a Cristiano ucisza Veltins Arena? Zdaję sobie sprawę, że takie mecze mają swój „smaczek”, ale mnie to nie rusza. Dużo bardziej przemawiały do mnie drużyny, na które nikt nie stawiał, a które potrafiły sprawić sensację i pokonać faworyta. W pamięci pozostało mi szczególnie FC Porto, które w 2003 roku potrafiło wyeliminować choćby Manchester United, aby w ogólnym rozrachunku sięgnąć po trofeum. A teraz takie FC Porto trafia na najsłabszy w fazie pucharowej FC Basel… Wybaczcie, to nie moja liga.

                Oczywiście nie mam zamiaru snuć w tym miejscu jakichkolwiek teorii spiskowych. W żadnym wypadku nie uważam, że losowanie było ustawione, nic z tych rzeczy. Po prostu dochodzę do wniosku, że Liga Mistrzów staje się… schematyczna. Być może dobrym pomysłem byłoby rozstawienie wg współczynników, a nie miejsca zajętego na koniec fazy grupowej? Chociaż w praktyce nie ma to racji bytu, gdyż takich „odszczepieńców” jak ja jest naprawdę niewielu, a dla UEFA każdy wielki szlagier to dodatkowy zarobek. Mimo wszystko szkoda, że w dzisiejszych czasach - głównie ze względu na siłę pieniądza – niespodzianki w futbolu zdarzają się dużo rzadziej niż jeszcze kilka lat temu…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz