wtorek, 14 lipca 2015

Iker Casillas - "Święty" czy diabeł?



              Lipiec to w futbolu najczęściej okres bardzo interesujący. Nie ze względu na zmagania boiskowe, ale na roszady dokonujące się we wszystkich klubach na świecie. Transfery – jedni piłkarze przychodzą, z innymi kluby się rozstają, powstaje również niezliczona ilość plotek na temat wzmocnień poszczególnych drużyn. Bez wątpienia bieżące okno transferowe – póki co rzecz jasna – można zaliczyć do niezwykle ciekawych. W Anglii furorę robią wzmocnienia Manchesteru United, na półwyspie Iberyjskim szaleje Barcelona, a w Italii wreszcie obudziły się dwa giganty z Mediolanu – Inter i Milan. Tak, obecna kampania transferowa w Europie ma szansę przejść do historii.
            Wszystkie ruchy na rynku transferowym bledną jednak przy informacji mówiącej o tym, iż Iker Casillas odchodzi z Realu Madryt. San Iker, po 25 latach spędzonych na Santiago Bernabeu, odchodzi do FC Porto. Transfer ten – jak można było się spodziewać – wywołał lawinę komentarzy. Piłkarscy fanatycy podzielili się na dwa obozy: zwolenników, którzy uważają, że czas Casillasa przy Concha Espina 1 już przeminął oraz przeciwników, uważających, że nie powinno się tak postępować z człowiekiem, który stał się legendą nie tylko Realu Madryt, ale i całego hiszpańskiego futbolu. Mówiąc szczerze, jestem rozdarty. Trafiają do mnie argumenty zarówno pierwszej, jak i drugiej grupy fanów. Ale po kolei, aby wszystko było jasne i klarowne.

San Iker – Święty

            Zacznę od argumentów używanych przez przeciwników odejścia Ikera, bo inaczej chyba mi nie wypada. W całej rozciągłości zgadzam się z tym, że Casillas to chodząca legenda los Blancos, człowiek-instytucja. Zaczął przygodę z piłką w wieku 9 lat, a następnie – konsekwentnie przechodząc przez wszystkie szczeble juniorskie – trafił do pierwszej drużyny, w której spędził ostatecznie 16 lat. Przez cały ten czas imponował nie tylko umiejętnościami bramkarskimi, ale także niesamowitym spokojem i pewnością siebie. Poza boiskiem emanował natomiast klasą. Był boiskowym dżentelmenem, madryckim odpowiednikiem Carlesa Puyola, a to w dzisiejszych czasach rzadkość. Dlatego też niezmiernie mnie dziwi, że jeden z największych klubów na świecie – jakim bez wątpienia jest Real Madryt – nie był w stanie podziękować Ikerowi tak, jak na to zasługiwał. Bo wybaczcie, ale machania do trybun na praktycznie pustym Estadio Santiago Bernabeu nie uważam za godne takiego zawodnika. Podobno sam Casillas zdecydował się na taką formę pożegnania, choć niewykluczone, że była to decyzja Florentino Pereza (który nota bene w tej sprawie również ma swoje za uszami). Ale nawet zakładając, że to san Iker podjął decyzję, to czy jest się czemu dziwić? Od dłuższego czasu Casillas nie był bowiem ulubieńcem trybun. Choć może to nieprecyzyjne określenie. Lepiej odda je stwierdzenie, że dla wielu ludzi na Bernabeu był on wrogiem! Oglądając mecze Realu miałem czasem wrażenie, iż ci ludzie tylko czekają na błąd portero z Madrytu, aby wygwizdać go z dziką satysfakcją. Oczywiście nie mam zamiaru generalizować, bo z pewnością duża część trybun zachowywała się zgoła odmiennie, aczkolwiek niesmak pozostał. Czy więc w takiej sytuacji można dziwić się obawom Ikera, że ci sami ludzie, którzy obrażali go i wygwizdywali podczas meczów, zjawią się na jego oficjalnym pożegnaniu, aby zgotować mu ostatnią salwę gwizdów? Nie wydaje mi się. Co by nie mówić, z pewnością nie tak powinien wyglądać ostatni dzień w klubie człowieka, który spędził w nim całe swoje piłkarskie życie.

El Diablo – diabeł?

            Było już o nienajlepszej – delikatnie mówiąc – postawie klubu. Teraz pora na grzeszki samego Casillasa. Bez wątpienia jednym z ważniejszych czynników jego odejścia była – najzwyczajniej w świecie – forma sportowa Ikera. Od pewnego czasu to już nie był ten bramkarz, który – razem z Bufonnem – „odsadził” resztę stawki o lata świetlne. Coraz częściej zdarzały mu się pomyłki, a coraz rzadziej fantastyczne interwencje. Dziś na Weszło! przeczytałem artykuł Krzysztofa Stanowskiego, który w pewnym momencie stwierdza, iż „nie przypomina sobie w ubiegłym sezonie meczu, w który Casillas byłby głównym winowajcą porażki”. Jest w tym sporo prawdy, ale ja wobec tego chciałbym usłyszeć odpowiedź na pytanie, ile w zeszłym sezonie było meczów, w których Iker był bohaterem, wybronił Realowi jakieś punkty? Bo osobiście oglądałem praktycznie wszystkie mecze Los Galacticos w sezonie 14/15 i nie przypominam sobie takiego meczu (może nie licząc Gran Derbi na Bernabeu, gdzie faktycznie popisał się kilkoma świetnymi interwencjami). Niestety, moim zdaniem Iker w tej chwili jest bramkarzem dobrym i nic ponadto. A dobry bramkarz to za mało, aby mieć pierwszy plac na Bernabeu. Real zawsze celuje w najwyższe trofea i w klubie potrzebny jest golkiper, który obroni coś „extra”. Potrzebny jest gość, który odbije piłką, którą wszyscy będą widzieli już w siatce. A Casillas – przy całym moim szacunku do niego – obecnie już się do nich nie zalicza.
            Niektórzy powiedzą: „No dobrze, ale mógł zostać w Realu w roli rezerwowego i za   2-3 lata skończyć w nim karierę”. Owszem, mógł. Ale Iker zmuszony był już siedzieć na ławce za czasów Jose Mourinho i każdy pamięta, jak to się skończyło. Niesnaski w szatni, szorstkie relacje ze szkoleniowcem, a następnie burzliwe rozstanie z Portugalczykiem. Moja opinia jest taka, że san Iker wciąż jest zbyt dobrym bramkarzem, by siedzieć na ławce. Tak jak napisałem wcześniej, nie jest to już ścisła światowa czołówka, ale wciąż gwarantuje wysoki poziom sportowy. Dlatego uważam, że FC Porto to dla niego klub wręcz idealny. Drużyna o uznanej marce, która dodatkowo rokrocznie występuje w Lidze Mistrzów, często również w fazie pucharowej. Wydaje mi się, że w Portugalii Iker zyska spokój, którego nie miał w Madrycie.
            Dodatkowo słychać było jeszcze różne plotki, dotyczące chociażby tego, że Casillas kłóci się z Realem o wysokość odprawy, chcąc wycisnąć z klubu ostatnią, sowitą pensję. Głośno było również kilka lat temu, podczas słynnej afery, kiedy to został określony mianem „kreta”, który wynosi informacje z szatni. Ale osobiście nie przywiązuję najmniejszej wagi do tych plotek, gdyż nie sądzę żeby człowiek, który spędził całe życie w jednym klubie, mógł działać na jego szkodę.

***


            Podsumowując, uważam, że transfer Ikera w obecnej sytuacji wyjdzie na dobre zarówno jemu, jak i klubowi. Oczywiście forma pożegnania Realu ze swoją legendą budzi spory niesmak, ale ze sportowego punktu widzenia transfer ten jest jak najbardziej zrozumiały. Casillas obecnie jest już jednak nieco poniżej poziomu oczekiwanego od pierwszego bramkarza Realu Madryt, a jemu samemu ciężko byłoby pogodzić się z rolą rezerwowego. Przenosiny do FC Porto mogą zatem okazać się strzałem w dziesiątkę, a sam golkiper z pewnością zdąży jeszcze obronić kilka groźnych strzałów, a także powiększyć swoją – już teraz bardzo okazałą – gablotę trofeów. Gracias, san Iker!