poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Warszawskie deja vu


            Cóż, wracam po dłuższej przerwie… Złożyło się na to kilka czynników, które jednak nie są na tyle ważne, aby o nich wspominać. Najważniejsze – przynajmniej dla mnie – że wracam z nowymi siłami i głodem pisania! J
            Przyznam szczerze, że wolałbym uniknąć pisania takich tekstów, jak ten dzisiejszy. Dotyczy on bowiem mojego ukochanego klubu, w którym nie dzieje się ostatnio najlepiej. Co prawda Warszawska Legia w dalszym ciągu przewodzi ligowej tabeli, ale jej przewaga nad drugim w tabeli Lechem wynosi już tylko dwa „oczka”, a w minioną sobotę podopieczni Henninga Berga przegrali już ósme spotkanie w bieżącym sezonie, ulegając na wyjeździe Lechii Gdańsk 0-1. Sami przyznacie, że 8 porażek w 27 spotkaniach to bilans fatalny, przynajmniej w odniesieniu do drużyny aspirującej do mistrzostwa Polski oraz ewentualnej grze w elitarnej Lidze Mistrzów. Nie wiem jak innym, ale mnie obecna Legia do złudzenia przypomina tę prowadzoną przed trzema laty przez Macieja Skorżę. Wtedy też była to drużyna bez charakteru, toporna, do bólu przewidywalna. I nie muszę chyba przypominać, jak skończył się tamten sezon… Warto zastanowić się zatem, gdzie leży przyczyna fatalnej dyspozycji „Wojskowych” w rundzie wiosennej? Gdzie zostały popełnione błędy? Według mnie możemy wyróżnić trzy główne powody takiej sytuacji.

Nadmierne roszady

            Główny – moim zdaniem – powód słabych wyników Legii w bieżącej rundzie. Bardzo trafnie został on również opisany w jednym z felietonów na portalu legia.net. I przyznam szczerze, że w 100% zgadzam się z opinią zawartą w wymienionym przeze mnie tekście. Henning Berg bardzo często wspomina o rotacji, żeby zawodnicy teoretycznie pierwszego składu nie byli przemęczeni. Problem w tym, że to co serwuje Norweg to nie rotacja, a istne trzęsienie ziemi! Uważam bowiem, że z rotacją mamy do czynienia, gdy w wyjściowym składzie na kolejny mecz dokonuje się 2-3 roszad, wymieniając jedynie zawodników w najsłabszej dyspozycji lub tych najbardziej przemęczonych (dochodzą do tego jeszcze kontuzje i pauzy za kartki). Jeśli jednak trener w dwóch kolejnych spotkaniach wystawia dwie zupełnie różne drużyny to mamy już do czynienia z rewolucją. Co znamienne, przez takie podejście trenera zanika również rywalizacja. Piłkarze nie mają bowiem odpowiedniej motywacji wiedząc, że czego by nie zrobili – w najbliższym ważnym meczu i tak wyjdą w pierwszym składzie (i analogicznie – czego by nie zrobili, w ważnym spotkaniu i tak nie zagrają od pierwszych minut). Najbardziej jaskrawym przykładem jest tutaj Orlando Sa. Portugalczyk może nie jest w najwyższej formie, ale ma to coś, co cechuje dobrego napastnika – strzela bramki. I choć w tym sezonie jest głównie rezerwowym, to w lidze uzbierał już 11 trafień. Tylko co z tego, skoro zamiast niego w pierwszym składzie najczęściej występuje Marek Saganowski, który w spotkaniu Pucharu Polski z Podbeskidziem w końcu się przełamał i przerwał trwającą 147 miesięcy posuchę strzelecką. Rywalizacja w drużynie to bardzo ważny element, który napędza zespół i pozwala mu stać się jeszcze mocniejszym. Jej brak ma skutek zupełnie odwrotny.

Błędy w okresie przygotowawczym

            Argument dość rzadko wymieniany, aczkolwiek bardzo ważny. Wydaje się bowiem, że legioniści nie zostali należycie przygotowani do rundy wiosennej. Bo choć od pewnego czasu grają już systemem 7-dniowym (jeden mecz w tygodniu), to w końcowych fragmentach spotkań ewidentnie widać, że zaczyna brakować im „pary”. Oczywiście pisząc o okresach 7-dniowych mam również na myśli „rewolucję Berga”, o której pisałem w poprzednim akapicie. Bo choć Legia grała w środku tygodnia dwa dwumecze pucharu Polski – ze Śląskiem i Podbeskidziem – to mało który zawodnik grał po 90 minut zarówno w pucharze, jak i 3-4 dni później w lidze. Wracając jednak do meritum, kiedy trener Berg przychodził do klubu zimą zeszłego roku, okres przygotowawczy był wyjątkowo krótki. Norweg postanowił więc, że zawodnicy przepracują ten czas trochę luźniej, bazując głównie na zajęciach z piłkami. W tym roku szkoleniowiec ekipy z Łazienkowskiej postanowił powtórzyć ten manewr, aczkolwiek tym razem nie przyniosło to oczekiwanego skutku. Całkiem możliwe też, że rację mają osoby uważające, że główną przyczyną słabego przygotowania legionistów jest osoba trenera od przygotowania fizycznego. I faktycznie, póki odpowiedzialny za to był Cesar Sanjuan „Szklarz”, drużyna z Łazienkowskiej była „nie do zajechania”, ewidentnie górując w tym elemencie nad innymi drużynami. Po jego odejściu Legia zaliczyła pod tym względem spory regres. Może warto pomyśleć nad powtórnym zatrudnieniem Sanjuana? Tym bardziej, że przed kilkoma tygodniami zakończył on swą przygodę z Osasuną Pampeluna…

Bierność na rynku transferowym

            Temat najczęściej wałkowany w mediach, dlatego też nie będę zbyt długo się nad nim rozwodził. To prawda, że Legia zimą nie dokonała ani jednego prawdziwego wzmocnienia pierwszej jedenastki, sprzedając przy tym największą gwiazdę. Malarz jest jedynie solidnym zmiennikiem, Furman nie dostaje tylu szans, na ile zasłużył swoją grą w tych kilku meczach, a Masłowski wygląda jakby na boisko wychodził z dwukilowym bagażem w gaciach. Prawdą również jest to, że nikt nie przejął na swoje barki odpowiedzialności za grę po odejściu Miro Radovica. Wszystko to prawda, ale moim zdaniem Legia dysponuje na tyle silną i wyrównaną kadrą, że ubytek nawet takiego zawodnika jak Rado nie powinien spowodować aż takiej dysproporcji w wynikach. Jeśli bowiem popatrzymy na skład drużyny z Łazienkowskiej to praktycznie na każdej pozycji mamy do czynienia z czołowymi zawodnikami tej ligi. Tylko właśnie, nazwiska nie grają. Jak zwykle wszystko weryfikuje boisko i obecna forma zawodników, czyli to, o czym wspomniałem w poprzednim akapicie.


            Podsumowując, nie będę specjalnie odkrywczy pisząc, że nie jest dobrze. W tej chwili można już chyba powiedzieć, że Legia przeżywa kryzys i jak najszybciej musi się z niego wydostać. Oczywiście nic jeszcze nie jest przesądzone. Najważniejsze mecze wciąż przed podopiecznymi Henninga Berga, a ponadto legioniści – mimo słabej gry i wyników – wciąż przewodzą ligowej tabeli. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że piłkarze oraz sztab szkoleniowy wreszcie wyciągną te legendarne wnioski – o których mówią po każdym niekorzystnym wyniku – i wrócą na właściwe tory. Bardzo chciałbym bowiem po raz kolejny udać się na Starówkę i wspólnie świętować trzeci z rzędu tytuł mistrzowski!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz