czwartek, 12 marca 2015

Oporna FIFA, czyli kilka słów o wideo weryfikacji



               Bezsprzecznie najważniejszym w futbolu wydarzeniem wczorajszego dnia był awans Paris Saint Germain do 1/4 finału Ligi Mistrzów. Piłkarze z Paryża po heroicznym boju i grze przez ponad 90 minut w osłabieniu, zdołali ostatecznie wyeliminować Chelsea Londyn, a wszystko rozstrzygnęło się po dogrywce. Podopieczni Jose Mourinho mogą sobie pluć w brodę, ponieważ od 32. minuty grali w przewadze, po czerwonej kartce dla największej gwiazdy Francuzów – Zlatana Ibrahimovica. Oczywiście należy podkreślić znakomitą grę paryżan, którzy wolą walki i zaangażowaniem zdeklasowali wyspiarzy, ale w tym tekście chciałbym skupić się na najgorszym aktorze wczorajszego – bez wątpienia wspaniałego – spektaklu. I dodam od razu, że nie jest to żaden z piłkarzy. Bjorn Kuipers – arbiter wczorajszego meczu. Sędzia o bardzo wysokiej reputacji, często prowadzący mecze na najwyższym poziomie, wczoraj po prostu się kompromitował. Jedyny plus jest taki, że ostatecznie nie udało mu się wypaczyć wyniku spotkania. Holender mylił się wczoraj z wyjątkowo wysoką częstotliwością, co chwila krzywdząc jedną bądź drugą drużynę. Najważniejsze z nich to oczywiście niesłuszne wyrzucenie Zlatana, niewyrzucenie z boiska Davida Luiza oraz Diego Costy, niepodyktowanie rzutu karnego dla Chelsea oraz podyktowanie tego niezbyt ewidentnego. Do tego dochodzi szereg mniej widocznych błędów, tak jak losowe gwizdanie „miękkich” przewinień. Bez wątpienia arbiter zepsuł wczorajszy mecz, ale w związku z tym pojawia się jedno, bardzo ważne pytanie: kiedy w końcu w futbolu zagości możliwość oglądania powtórek przez sędziów?

Siatkówka wskazała drogę?

            Nie wiedzieć czemu światowe władze piłkarskie od lat wzbraniają się przed wprowadzeniem powtórek wideo podczas meczów. Argumentują to tym, iż wprowadzenie tzw. „challenge’ów” wpłynęłoby negatywnie na płynność meczu. Dla mnie to kompletna bzdura. Czas trwania takiej wideo weryfikacji to ledwie kilkanaście sekund. W meczu piłkarskim co chwila zdarzają się przerwy, które umożliwiłyby sprawdzenie poprawności decyzji sędziowskiej. Przykładowo, podczas gdy we wczorajszym meczu Oscar zwijał się z bólu po rzekomo „brutalnym” ataku Zlatana, sędzia osiemnaście razy zdążyłby sprawdzić, czy podjął słuszną decyzję.
            Oczywiście doskonale zdaję sobie sprawę, że możliwość wzięcia powtórki powinna być ograniczona. Nie może przecież być tak, że trenerzy chcą sprawdzać, czy arbiter słusznie przyznał jednej z drużyn rzut z autu. W takim przypadku argument o „zabijaniu” płynności gry byłby już jak najbardziej trafny. Dlatego też działacze FIFA powinni wzorować się na innych dyscyplinach. W piłce ręcznej trenerzy mogą wziąć challenge trzy razy w ciągu meczu, w tenisie zawodnicy mają taką możliwość trzy razy w ciągu jednego seta. Wydaje mi się, że gdyby w piłce nożnej wprowadzono podobne zasady jak w „szczypiorniaku”, to w żaden sposób nie ucierpiałaby dynamika meczu. Wiadomo rzecz jasna, że mylić się jest rzeczą ludzką. A sędziowie to przecież tylko ludzie. Poważny problem zaczyna się jednak wtedy, gdy te pomyłki niweczą czyjś ogromny wysiłek i trud. A jeszcze gorzej, gdy uświadomimy sobie, że tych pomyłek w bardzo prosty sposób można było uniknąć…

Jakie widoki na przyszłość?


Niestety, wydaje się, że póki w FIFA nie nastąpi „zmiana warty”, póty wideo weryfikacja nie zostanie wprowadzona. Blatter oraz jego świta od kilku lat tak zażarcie bronią się przed tą zmianą, iż wątpliwe żeby jakikolwiek argument w końcu ich przekonał. Dla obecnie rządzących futbolem świetnym pomysłem na wprowadzenie innowacji jest zorganizowanie mundialu w zimę, w Katarze. Wiadomo, pieniądze robią swoje… Ale żeby poważnie usprawnić futbol i ograniczyć możliwość wypaczenia wyniku do minimum? O nie! Co to, to nie! To zabiłoby całe piękno i dramaturgię tej gry! Dlatego osobiście bardzo się cieszę, że już niedługo odbędą się wybory na nowego prezesa światowej federacji futbolowej. A moja radość jest tym większa, iż jednym z kandydatów jest legendarny Luis Figo. I mam wielką nadzieję, iż to on wygra te wybory w cuglach. Bo właśnie ktoś taki: młody, ambitny działacz, który jeszcze niedawno był jednym z najlepszych zawodników na świecie (a więc doskonale znający środowisko oraz potrzeby współczesnego futbolu) może sprawić, iż ten najwspanialszy sport na świecie stanie się jeszcze lepszy. Luis, trzymam kciuki!

poniedziałek, 9 marca 2015

Gran Derbi, czyli w poszukiwaniu mistrza Hiszpanii



            Święta wojna. El Clasico. Gran derbi. Krótko mówiąc, prawdopodobnie najważniejsze piłkarskie wydarzenie roku. Czas, w którym na 90 minut cały piłkarski świat zamiera w bezruchu, delektując się starciem Realu Madryt z FC Barceloną. Często jest to mecz o większym ciężarze gatunkowym niż chociażby finał Ligi Mistrzów. Do spotkania na szczycie La Liga pozostało już ledwie dziesięć dni. Dwudziestego drugiego marca, punktualnie o godzinie 20:00 zabrzmi pierwszy gwizdek na Camp Nou. Czego możemy spodziewać się po nadchodzącym „starciu gigantów”?

Dlaczego wygra Barca?

            Na dzień dzisiejszy wydaje się, że większą szansę na zwycięstwo w tym spotkaniu ma Barcelona. Podopieczni Luisa Enrique są ostatnio w bardzo dobrej formie, a wpadkę zaliczyli jedynie z Malagą, której ulegli na Camp Nou 0-1. Oprócz tego Blaugrana spisuje się jednak bez zarzutu. W Pucharze Króla dotarła do finału, pokonując po drodze m.in. Atletico Madryt oraz Villarreal. W meczu o główne trofeum zmierzą się natomiast z dzielnymi Baskami z Bilbao. W lidze – poza wspomnianą porażką z Malagą – Katalończycy również radzą sobie bardzo dobrze, a potwierdzeniem tego jest wczorajsza demolka Rayo Vallecano. Messi i spółka urządzili sobie bowiem prawdziwy festiwal strzelecki, wygrywając 6:1.
            Skoro jesteśmy już przy Messim to bez echa nie powinna przejść także forma ofensywnego tercetu z Camp Nou. Leo Messi wrócił do swojej bardzo wysokiej formy, Luis Suarez zaczął wreszcie pokazywać, że wart był wydania na niego fury pieniędzy, a i Neymar zaczął regularnie pokazywać swój ogromny potencjał. W opozycji do tej trójki jest kastylijski tercet BBC. Benzema, Bale, a przede wszystkim Cristiano póki co z pewnością nie mogą zaliczyć obecnego roku do udanych. Gareth Bale pozostaje typowym „jeźdźcem bez głowy”, o niezwykle małej efektywności, a po ubiegłorocznej formie – zarówno strzeleckiej, jak i „jakościowej” – nie pozostał już ślad. Najlepiej z całej trójki prezentuje się Karim Benzema, ale i on nie prezentuje takiego poziomu oraz regularności, do jakiej przyzwyczaił. Wobec powyższych faktów wydaje się, że to obrona Realu będzie miała większe problemy z zatrzymaniem formacji ofensywnej rywala, niż odwrotnie.
            Bardzo ważnym aspektem w tym starciu jest ten psychologiczny. I tu również przewaga jest po stronie Barcelony. Jeszcze kilka tygodni temu goście z Madrytu prowadzili w tabeli z bezpieczną, czteropunktową przewagą. Przewagą, którą roztrwonili na przestrzeni zaledwie 6 dni! Najpierw zremisowali u siebie 1:1 z Villarreal, by kilka dni później polec 0:1 w Bilbao. Wpadki te bezlitośnie wykorzystali podopieczni Luisa Enriqe, którzy po wczorajszej kanonadzie z Rayo objęli prowadzenie w tabeli. Nie bez znaczenia będzie również atut gry na własnym boisku. Podopieczni Carlo Ancelottiego będą oczywiście mogli spodziewać się potężnej, niemal 100-tysięcznej porcji gwizdów.

Czemu lepszy jest Real?

            W tej chwili duża część ekspertów skazuje Królewskich na pożarcie. Przy odpowiednim podejściu może okazać się to atutem. Sęk w tym, że jeśli Carlo Ancelotti dobrze to rozegra, to zdejmie ze swoich zawodników ciążącą na nich presję, dzięki czemu szanse na końcowy triumf zdecydowanie wzrosną. Wydaje się również, że po prostu nie ma lepszego momentu na przełamanie kryzysu niż wyjazdowa potyczka z odwiecznym rywalem. Właśnie w takich meczach ujawnia się charakter drużyny, o ile go posiada. Osobiście wierzę jednak, że goście z Madrytu pokażą ów charakter, dzięki czemu będziemy świadkami wspaniałego spotkania.
            Jeśli przed spotkaniem można doszukiwać się jakichś plusów po stronie Realu, to jest to z pewnością… sposób gry Barcelony. Tak, tak, dobrze przeczytaliście. Nie trzeba być bowiem taktycznym geniuszem żeby zauważyć, że Real po prostu nie umie rozgrywać piłki w ataku pozycyjnym. Ich naturalnym stylem gry jest gra z kontrataku, która bardzo często przynosi zabójcze efekty. Jak powszechnie wiadomo, w Barcelonie wyznaje się kulturę bardzo długiego rozgrywania piłki. I to jest moim zdaniem siła Madrytczyków w najbliższym spotkaniu. Jeśli tylko będą uważnie grać w obronie i nastawią się na grę z kontrataku, to na wrogim terenie mogą pokusić się o zdobycie chociaż jednego punktu.
            Na koniec zostawiłem argument najprzyjemniejszy. Luka Modric. Na tę chwilę wydaje się, że chorwacki geniusz na Camp Nou będzie gotowy do gry od pierwszego gwizdka. A nie trzeba mówić, jaką pozycją cieszy się Lukita wśród piłkarzy, kibiców oraz sztabu szkoleniowego z Concha Espina. Filigranowy pomocnik do chwili odniesienia kontuzji był kluczowym zawodnikiem w talii Ancelottiego, a bez niego mało kto wyobrażał sobie ówczesny Real Madryt. Pod jego nieobecność część jego obowiązków wziął na siebie Isco, ale gdy ta dwójka wybiegnie razem na boisko – będziemy mogli spodziewać się naprawdę wysokiej jakości w drugiej linii Królewskich.

            Podsumowując, ferowanie wyniku przed tego typu meczem jest jak wróżenie z fusów. Na papierze obie drużyny prezentują ten sam poziom, ostatnia forma oraz inne, aktualne czynniki w lepszej pozycji stawiają Barcę. Real z pewnością będzie chciał jednak powetować sobie ostatnie, nienajlepsze wyniki. Bez względu na wynik liczę jednak na świetny, wyrównany mecz. Czego sobie i wam życzę J