wtorek, 24 lutego 2015

W świecie pieniądza



              Stało się. Miro Radovic zaakceptował niewyobrażalną ofertę, którą zaproponowali mu Chińczycy i po blisko dziewięciu latach opuszcza Łazienkowską. Można się spierać czy Serb postąpił słusznie, ale ja nie mam wątpliwości. Piłka nożna to jego zawód, główne (a najczęściej jedyne) źródło dochodu. Niech każdy z was zastanowi się, jak by postąpił, gdyby nagle dostał ofertę pracy w konkurencyjnej firmie, a przeprowadzka wiązałaby się z 15-krotną podwyżką zarobków. Zrezygnowalibyście? Wątpię. Dość już jednak o Rado, gdyż ten wstęp mógłby sugerować tekst w dużej mierze traktujący o Legii, a tak nie będzie. Transfer największej gwiazdy klubu z Łazienkowskiej po raz kolejny pokazał bowiem, jak wielka w dzisiejszych czasach jest siła pieniądza. Piłka nożna w ciągu ostatnich kilku lat stała się skomercjalizowana do granic możliwości. Futbol stał się jednym, wielkim biznesem, w którym nie ma miejsca na sentymenty. I choć nie mam na to absolutnie żadnego wpływu, to komercjalizacja mojej ukochanej dyscypliny bardzo mnie martwi. Cytując klasyka: „Against modern football!”

Klubowe ikony

            Jeszcze na przełomie wieków można było podawać bardzo wiele przykładów zawodników, którzy całą karierę poświęcili tylko jednemu klubowi. Byli to zawodnicy, którzy ponad dobra materialne cenili sobie takie wartości jak lojalność, szacunek czy przywiązanie do klubowych barw. Niestety, tacy zawodnicy są w dzisiejszych czasach towarem deficytowym. Swoje piękne, długoletnie kariery zakończyli chociażby Paolo Maldini – symbol Milanu, czy Javier Zanetti – żywa legenda Interu Mediolan. W Romie żywym pomnikiem jest Francesco Totti, ale i on wielkimi krokami zbliża się do końca swojej przygody z futbolem. W dalszym ciągu są oczywiście piłkarze, którzy spędzają kariery w jednym tylko klubie, że wspomnę chociażby Bastiego Schweinsteigera czy Johna Terry’ego. Wydaje mi się, że akurat w ich przypadku zarabiane pieniądze to jedno, a możliwość walki o trofea to drugie. Zaryzykuję tezę, że gdyby zgłosiły się po nich kluby o podobnej lub wyższej renomie, oferując większą gażę, to obaj ci zawodnicy zmieniliby klubowe barwy. Są to jednak tylko moje domysły.
            Zdarzają się jednak przypadki, w których role są zupełnie odwrócone. Wcześniej wspominałem bowiem o sytuacji, w której zawodnicy zmieniają kluby jak rękawiczki, w pogoni za pieniądzem. Ale nierzadko dochodzi również do sytuacji, w których to klub oddaje klubową legendę, by „zejść z budżetu płacowego”, a także dlatego, iż według działaczy zawodnik ten nie daje już odpowiedniej jakości piłkarskiej (abstrahując od tego, że często jest to „przywódca szatni” i jest nieodzownym elementem tworzenia pozytywnej atmosfery wewnątrz drużyny). Najlepszym przykładem takiej polityki jest Alessandro Del Piero, który w 2012 roku, po 19 latach spędzonych w klubie, musiał opuścić Juventus na rzecz australijskiej drużyny Sydney FC. Działacze z Turynu uznali bowiem, że Del Piero jest już zbyt wiekowym graczem, by stanowić o sile obecnego Juventusu. Bardzo podobne były przypadki Franka Lamparda, dla którego miejsca w Chelsea nie widział już Jose Mourinho oraz Stevena Gerrarda, który nie był w stanie porozumieć się z Liverpoolem w sprawie nowego kontraktu i od nowego sezonu będzie reprezentował barwy Los Angeles Galaxy, klubu występującego na co dzień w amerykańskiej lidze MLS.

Światełko w tunelu

            Fakt, że w obecnych czasach futbol został całkowicie zdominowany przez pieniądz jest niepodważalny. Ale jest jedna jasna strona takiego obrotu spraw. Otóż, jak powszechnie wiadomo, najbogatsze kluby bardzo często wzmacniają się kosztem tych słabszych (albo nawet niekoniecznie słabszych, a po prostu mniej zamożnych). Panująca sytuacja zmusza mniejsze kluby do radzenia sobie w inny sposób. W polskiej ekstraklasie – przynajmniej do tej pory – dominowała opcja ściągania tzw. szrotu. Chodzi o graczy, którzy z całą pewnością nie podniosą poziomu ligi, a ich jedyną zaletą jest to, iż są niedrodzy w utrzymaniu. I wydaje się, że nie jest to najlepsza droga. Moim zdaniem wszystkie mniej zamożne kluby powinny podążać drogą francuskiego Lyonu. Jeszcze niedawno OL było w bardzo ciężkiej sytuacji finansowej, bez większych perspektyw na przyszłość. Wtedy to klubowi działacze postanowili wdrożyć projekt zakładający oparcie pierwszej drużyny na młodych wychowankach ze Stade Gerland. Włodarze Les Gones słusznie uznali, że zamiast wydawać krocie na gwiazdy światowej piłki, lepiej będzie samemu je wykreować. Dzisiaj Olympique Lyon, w składzie którego grają praktycznie sami wychowankowie, jest liderem Ligue 1 i wyprzedza szejków z Paryża, którzy na budowę swojej drużyny wydali kilkaset milionów Euro. Można? Można, jak widać na załączonym obrazku. Podobny, choć nieco inny projekt wybrali działacze Olympique Marsylia. Ich wizja zakłada bowiem ściąganie za stosunkowo niewielkie pieniądze najbardziej uzdolnionych francuskich graczy, których po ukształtowaniu będzie można sprzedać z ogromnym zyskiem. Jest to filozofia nieco droższa niż w przypadku OL, ale wciąż bardzo opłacalna. Efekt jest taki, że obie te drużyny – wraz z PSG, zasilanym niewyobrażalną sumą petrodolarów – będą do końca sezonu biły się o mistrzostwo Francji.

Słowo na niedzielę

            Podsumowując, wydaje się, że niestety proces komercjalizacji futbolu jest nieunikniony. Czasy, kiedy zawodnik spędzał karierę w jednym klubie, nie patrząc specjalnie na aspekty finansowe, już dawno minęły. I dotyczy to zarówno zawodników, którzy odchodzą w pogoni za większą ilością zer na koncie, jak i klubów, które w starszych zawodnikach – legendach klubu – nie widzą już potencjału na wypracowanie zysku. Jest jednak pewne światełko w tunelu, głównie wśród tych klubów, które nie są zaliczane do europejskich gigantów. Muszą (a raczej powinny) opierać swoją filozofię na młodych zawodnikach, klubowych wychowankach. A zatem na ludziach, którzy identyfikują się z klubem. W przyszłości może to bowiem przynieść wymierne efekty, zarówno sportowe jak i ekonomiczne. Przypadki Olympique Marsylia, Olympique Lyon czy FC Porto pokazują, że takie podejście jest bardzo opłacalne. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz