Po bardzo długim czasie postanowiłem reaktywować mojego
bloga i ponownie zacząć pisać… Dlaczego wracam do pisania? Choć w zasadzie
lepsze będzie pytanie: dlaczego przestałem pisać? Otóż złożyło się na to wiele
czynników. Przede wszystkim długa kontuzja, która wyeliminowała mnie z
treningów na długi czas, przez co nie mogłem opisywać swoich biegowych zmagań.
Brak weny? Możliwe. Mało interesujący czas w świecie futbolu? Niewykluczone.
Najważniejsze jednak, że znów postanowiłem pisać i tym razem mam zamiar ruszyć
z kopyta! Mam nadzieję, że ktokolwiek będzie tu zaglądał J
Kilka
dni temu natknąłem się na informację, która wywarła na mnie kolosalne wrażenie.
Jak co dzień przeglądałem Internet w poszukiwaniu tekstów wartych
zainteresowania, kiedy to na jednej ze stron dosłownie powalił mnie ogromny
tytuł, który brzmiał: „Reprezentacja Kamerunu nie pojechała na mundial”. Jak
zwykle w tego typu sytuacjach, spór rozchodzi się o pieniądze. Władze
kameruńskiej federacji proponują zawodnikom po 70 tys. Euro premii na głowę,
zawodnicy oczekują stawki w wysokości… 180 tys. Euro! Głównym argumentem
piłkarzy „Nieposkromionych Lwów” jest fakt, iż każda federacja za udział w mundialu
otrzyma około 6 mln Euro, więc działacze mają z czego płacić. I choć
ostatecznie Samuel Eto’o i jego koledzy zameldowali się na brazylijskiej ziemi,
ja chciałbym odnieść się krótko do zaistniałej sytuacji.
W mojej
opinii nie do pomyślenia jest, aby o tym, czy drużyna zaprezentuje swój kraj na
mundialu decydowała wysokość premii. Niewykluczone, że mam do tego staromodne,
trochę idealistyczne podejście, ale według mnie reprezentowanie kraju, z
którego się pochodzi jest największą nagrodą. Świadomość, że spośród kilkudziesięciu
milionów ludzi znajdujesz się pośród dwudziestu trzech, tych najlepiej
grających w piłkę. Ciarki, które przechodzą po plecach, kiedy słuchasz hymnu
narodowego oraz świadomość, ile radości możesz dać ludziom w swojej ojczyźnie
powinna być ważniejsza niż kilkadziesiąt tysięcy więcej na koncie bankowym. Tym
bardziej, że nie mówimy tutaj o zwykłej grupie ludzi. Nie, tutaj chodzi o
piłkarzy, którzy w zdecydowanej większości grają w bardzo dobrych, europejskich
klubach (względnie – klubach azjatyckich, gdzie zarabiają bajońskie sumy) i
ostatnią rzeczą, o której powinni w takiej sytuacji myśleć jest stan konta.
Warto
również zwrócić uwagę na aspekt czysto piłkarski. Otóż, takie przepychanki
pomiędzy związkiem a piłkarzami na pewno nie wpływają korzystnie na formę oraz
morale tych drugich. Podopieczni Volkera Finke – zamiast przygotowywać się do
jednego z najważniejszych wydarzeń w ich sportowych karierach – kłócą się z działaczami
o wysokość premii. Niełatwo jest odciąć się od tego na boisku, więc większość z
nich nie zaprząta sobie głowy jak najlepszym reprezentowaniem Kamerunu na
mundialu, ale ilością zer na rachunku bankowym. I choć pierwotnie szanse „Nieposkromionych
Lwów” na wyjście z grupy, w której znajdują się jeszcze Brazylia, Chorwacja
oraz Meksyk oceniano relatywnie wysoko, to po tych wszystkich kłótniach o
pieniądze mam wrażenie, że prawdopodobieństwo, iż zobaczymy Kamerun w fazie
pucharowej są bliskie zeru.
Sytuacja
przypomina mi trochę tę sprzed Euro 2012, kiedy to reprezentanci Polski – na czele
z Jakubem Błaszczykowskim – „boksowali się” ze związkiem o wielkość tzw. „wyjściówek”,
a także o ilość darmowych biletów na poszczególne mecze. Ostatecznie znaleziono
kompromis, choć niesmak pozostał. A nie muszę chyba przypominać, jakie
rezultaty osiągała nasza reprezentacja na tamtym turnieju. Z Samuelem Eto’o i
jego kolegami może być podobnie…
PS. Ostatecznie reprezentanci Kamerunu postanowili polecieć
do Brazylii, co jednak nie zmienia mojej opinii na ich temat.
PKB per capita w 2013 r.
OdpowiedzUsuńPolska -> 21 214 USD
Kamerun -> 2 423 USD
Taki mają klimat, że żadnym arfo-kręcinom się nie kłaniają ;)
Dlatego nie napisałem, że sytuacja jest identyczna do tej sprzed Euro, a jedynie "trochę podobna" :)
OdpowiedzUsuń